Kategorie:

Dlaczego warto poprzeć rezydentów? Czemu naukowcy powinni wesprzeć protest?

Od kilku dni na na
Facebooku regularnie wrzucam posty, w których wyrażam poparcie dla trwającego obecnie
protestu lekarzy rezydentów i stażystów. Aktualnie rozrasta się on i wspierają go kolejne medyczne grupy zawodowe. Postanowiłem napisać szerzej o tym, o co w
nim chodzi i dlaczego warto się tym zainteresować. Naukowcom, doktorantom także
powinno na tym zależeć, tak ze względu na wyższe, solidarnościowe idee, jak i
pragmatyzm.
protest lekarzy rezydentów
Mikołaj Sinica, lekarz rezydent, protestujący, archiwum prywatne

Postulaty lekarzy dotyczą przede wszystkim trzech kwestii: pensji rezydentów,
miejsc na specjalizacje i ogólnie podwyższenia poziomu finansowania
publicznej służby zdrowia. Omówię więc wszystkie z nich. Najwięcej kontrowersji
budzą zarobki. Istnieje pewien mit, według którego lekarze są w Polsce bogatą
kastą, białą mafią. Fakt jest natomiast taki, że dużo zarabiają starsi medycy
niektórych specjalizacji i na ogół w prywatnej służbie zdrowia. Ta publiczna
nie pozwala na godziwe – patrząc na zakres wymogów, odpowiedzialności i
obowiązków – zarobki, dlatego lekarze często pracują częściowo na NFZ, a
częściowo prywatnie. Przejdźmy jednak do tych, o których nam chodzi, czyli
lekarzy rezydentów.
Kariera medyczna wygląda tak, że
po bardzo dobrym zdaniu matury z przedmiotów przyrodniczych można się rekrutować na studia lekarskie. Po ich zakończeniu
młody lekarz odbywa rok stażu z wynagrodzeniem poniżej 2 tysięcy złotych netto
przez rok (podstawa to 1400 zł) – niektórzy nie są w stanie się utrzymać samodzielnie i muszą prosić
o pomoc rodzinę lub dorabiać dodatkowo w sklepach, restauracjach (podobną
sytuację ma w Polsce wielu młodych naukowców – doktorantów – którzy często nie
otrzymują nawet tysiąca złotych na miesiąc). Potem następuje czas
specjalizacji. Trzeba dostać się na którąś z nich i w ciągu 4-6 lat ją ukończyć. Wówczas pensje wynoszą 2100-2400 zł netto na miesiąc. Minister
zdrowia mówiąc w mediach o zarobkach rezydentów wynoszących ponad 3000 złotych i nie
dodając, że jest to kwota brutto, nieuczciwie manipuluje słuchającą newsów
opinię publiczną. Musimy pamiętać jeszcze o tym, że kursy dla lekarzy to dodatkowe, wysokie koszty. Na przykład za nauczanie technik USG płaci się 6-8 tys. złotych.
Czy trochę ponad dwa tysiące
złotych na miesiąc to dużo dla młodego lekarza? Człowieka, który odpowiada za
zdrowie innych ludzi, który pełni całodobowe dyżury w szpitalu, który poza
pracą musi się wciąż uczyć, na którym spoczywa duża odpowiedzialność (taka, jak na lekarzu specjaliście)? Także
społeczna, bo nie można nie zauważyć, że zawód o którym mówimy jest jednym z
ważniejszych dla funkcjonowania państwa. Moim zdaniem jest to za mało ponieważ przy takim trybie pracy i wymogach, choć nie jest to już niemal
głodowe tysiąc złotych z hakiem, jakie otrzymują lekarze stażyści, to nadal
trudno się takiej osobie utrzymać. Rezydenci domagają się obecnie wzrostu
swoich pensji do 1,5 średniej krajowej brutto miesięcznie (chodzą plotki, że
chcą 8-9 tysięcy złotych netto, ale to nieprawda).
Kolejny duży problem to miejsca
na specjalizacje. Przy każdej rekrutacji wyznaczana jest ich określona liczba,
która jest niestety bardzo niska i zwyczajnie niewystarczająca na potrzeby
38-milionowego kraju. W zeszłym roku Ministerstwo Zdrowia  przyznało 5938 miejsc dla
rezydentów (klik i klik). W tym roku jest to 5953 miejsc (klik i klik). Wiele
osób nie będzie w stanie kontynuować w Polsce kariery medycznej, pomimo tego,
że cierpimy tutaj na niedobór lekarzy, co w starzejącym się społeczeństwie
będzie się jeszcze bardziej nasilało. By zobrazować absurdalność i jednocześnie
tragizm sytuacji, spójrzcie na fakt, że w 2017 roku znalazły się tylko dwa
miejsca na specjalizację z kardiologii dziecięcej, w skali całej Polski. Choć
mamy niż demograficzny lub wychodzimy mniej więcej na zero, to nadal jest
dramatycznie mało w tak dużym państwie.
Dodatkowo trzeba wspomnieć o
wydatkach na publiczną służbę zdrowia w Polsce. Protestujący rezydenci podają,
że wg WHO kraj taki jak nasz powinien przeznaczać około 6,8% PKB aby NFZ w
miarę funkcjonował. To, jak bardzo teraz nie działa ze względu na ogromne
kolejki (brak finansów i brak lekarzy) wiemy wszyscy (nie chcę demonizować,
poradnie rodzinne działają raczej prawidłowo, problemy są z terminami do
specjalistów, na badania diagnostyki obrazowej i na operacje). Faktem jest
więc, że potrzebujemy więcej lekarzy i większego opłacania służby zdrowia oraz
że aktualnie lekarze stażyści i rezydenci zarabiają naprawdę niewiele,
zwłaszcza jak na te okoliczności.
Dzisiaj protestujący odbyli
spotkanie z premier Beatą Szydło, z którego nic nie wynikło, a przedstawiciele
rezydentów czują się zawiedzeni. Twierdzą że nie otrzymali żadnych konkretnych
propozycji, więc będą kontynuować głodówkę. Zaczęli też współpracować z
innymi medycznymi związkami zawodowymi.
Na koniec chciałem
wspomnieć o tym, o czym napisałem po krótce na początku. Uważam, że wszyscy
powinni wspierać ten protest, bo poprawa jakości społecznej służby zdrowia leży
w interesie każdego z nas. Naukowcy i doktoranci z pewnością zrozumieją
postulaty lekarzy – w końcu wydatki na naukę są w Polsce również bardzo niskie,
a wielu doktorantów nie otrzymuje żadnych stypendiów lub często są one nieduże,
co zmusza do tego samego, co robią lekarze rezydenci – proszenie rodziny o pomoc,
zapożyczanie się lub dodatkowa praca np. w sklepie, magazynie, restauracji. Wprowadzone
zostaną wprawdzie zmiany, częściowo na lepsze, ale zapowiadanej sytuacji w
szkolnictwie wyższym i nauce wciąż będzie można wiele zarzucić. Nie patrzmy z
zazdrością, że lekarzom rezydentom udało się coś osiągnąć, tylko wesprzyjmy
ich, aby doszło do realizacji zamierzonych przez nich celów.

 

Najnowsze wpisy

`

11 komentarzy do “Dlaczego warto poprzeć rezydentów? Czemu naukowcy powinni wesprzeć protest?

  1. Pozwolę sobie kilka rzeczy dodać. Np bezsensowny system rekrutacji na specjalizacje -np we Wrocławiu się nie dostaniesz na wybrane miejsce, to mogą zadzwonić ze jest miejsce w Zgorzelcu – jeśli odmowisz, to w przyszłości jedynie opcja pięciu lat specjalizacji wolontariatu albo zatrudnienia na warunkach śmiesznych i z własnym finansowaniem obowiązkowych szkoleń i w prywatnym czasie. Inna rzecz – przez braki lekarzy zmuszani są oni do podpisania umowy o pracę większej ilości godzin niż dozwolona. Zazwyczaj pracują ok 300 h miesięcznie – jeśli nie, to nara. Jeśli chodzi o doktorat… Zazwyczaj przy tych zalosnych warunkach Ci bardziej ambitni i wytrzymali robią go przez 4 lata w trakcie specjalizacji. A jeszcze inna rzecz – mało czasu na pacjenta i zrypka od ordynatora za to ze my się wpisało za dużo drogich badań i szpitala na to nie stać. A po powrocie do domu zastanawiasz się, czy może jednak coś się dało jeszcze zrobić, żeby uratować pacjenta który Ci dzisiaj zmarł… To takie uzupełnienie rzeczywistości. Miłego dnia.

  2. To jest blog naukowy, proszę nie wtrącaj tu spraw politycznych. Myślę, że nie tego oczekują czytelnicy.

    PS. To co opisujesz dotyczy nie tylko lekarzy, a wszystkich zawodów na początku kariery. Dodatkowo za 2 tysiące złoty da się spokojnie wyżyć w Warszawie. Pokój za 800 zł i jak bez rozrzutności chcesz wykorzystać 1200zł ?

    1. Sedi – ale nie w każdym zawodzie odpowiada się tak często za czyjeś życie. Co do wyżycia za 2000 zł w Warszawie – oczywiście że się da, tylko to już bardziej wegetacja niż życie. I oczywiście nie ma mowy o założeniu rodziny, a przypominam ze mówimy tu o ludziach w wieku 26-32 lata, a często starszych bo robienie specjalizacji często się przedłuża.

    2. 40 zeta dziennie – chleb, mleko i dwa plasterki wędliny. Raz na rok uda się odłozyć na nową parę spodni i butów pod warunkiem że nie ma się rat za smartfona…

    3. Drogi Sedi. Zdrowie to nie jest sprawa polityczna. Średni wiek specjalisty to 54 lata a chorować będziesz niezależnie od tego, kto będzie rządził.
      Zgadzam się że są tacy, którym do życia starcza waciak i kufajka. Ale doktryna równych żołądków już dawno odeszła w niebyt. Podręcznik Interny Szczeklika 2017 kosztuje 260 zł.

    4. Sedi – nie chcę prowadzić kłótni między różnymi zawodami i udowadniać, że młody lekarz powinien zarabiać mniej lub więcej niż młodzi ludzie innych profesji. Chcę natomiast powiedzieć, że w polskiej publicznej służbie zdrowia problem niskich wynagrodzenia dotyczy wiekszosci lekarzy, nie tylko młodych. Jestem lekarzem 40 letnim, pracuję w publicznych szpitalach od 15 lat, mam specjalizację i nadspecjalizację i zarabiam obecnie około 700 zł więcej niż rezydent. Podobnie jak inni specjaliści z dowolnym stażem pracy pracujący w moim oddziale (największy szpital kliniczny w Warszawie). Oczywiście mogłabym odejść do prywatnego sektora i zarabiać więcej pracując mniej. W ostatnim roku zrobiło tak 5 z moich najbliższych znajomych z różnych szpitali- świetnych wykształconych lekarzy, lubianych przez pacjentów. Bo byli wykończeni koniecznością (lekarz publicznej opieki zdrowotnej nie "może"dorobić jak mówi popularne powiedzenie, ale musi dorobic) wieloletniej pracy na kilku etatach. To samo dotyczy pielęgniarek, ratowników, fizjoterapeutow itd. Ale to wszystko to tylko maly fragment problemu, o którym krzyczą do społeczeństwa i rządzących rezydenci, a który najkrócej można nazwać katastrofą publicznej służby zdrowia w Polsce – przeczytajcie proszę postulaty Porozumienia Rezydentów: warunki pracy i płacy (dla wszystkich zawodów medycznych) – są dopiero na 5 miejscu. Zapraszam na stronę Porozumienia Rezydentów OZZL.

    5. Drogi 40 Letni lekarzu z 15 letnim stażem. Być może lekarze to nadludzie z wydolnością organizmu na miarę Avengersów, ale coś mi mówi że nie. A skoro nie to te "prace na kilku etatach" są FIKCJĄ, lub inaczej lekarz pracuje na papierze ale nie w rzeczywistości. Często tego samego dnia zaczyna w jednej placówce od 8 rano i pracuje do 12, a w innej od 10 przed południem do 15. Jak mu się udaje "uzyskać" te dwie nachodzące na siebie godziny to zagadka na miarę Nobla i kwantyfikowalnego czasu!
      W efekcie mamy np. kolejkę pacjentów czekających na takiego cwaniaczka pod gabinetem, lub przepisujących się na następny termin "bo Pan doktor" musiał jechać na wezwanie"!

      Owszem reforma Służby zdrowia – jak najbardziej, ale pieniędzy już w systemie i tak jest za wiele!
      Ps. ostatnio na emeryturę odchodziła pewna panie doktor, miała 10 tysięcy z hakiem gołej pensji, plus "obrywy funkcyjne", sama odprawa wyniosła ponad 60 tysięcy zeta…

  3. Sedi dlaczego wypowiadasz się w imieniu czytelników? Ja też jestem czytelnikem tego bloga i uważa ten wpis za ciekawy i nie miałabym nic przeciwko gdyby więcej tego typu treści się tu pojawiało.

  4. Problem nie jest nowy. Było kilka projektów politycznych które chciały rozprawič się z patologią (choćby słynne Dornowe "pokaż lekarzu co masz w garażu") ale wtedy nie trafiło na podatny grunt. A była świetna okazja by utrącić wszechwładzę ordynatorską, quasi prywatne kliniki i prywatne gabinety które traktowane były jako obejście systemu wynagradzania lekarza (w orywatnym gabinecie za niemałe pieniądze, lekarz umawiał się z pacjentem na specjalistyczne badania wykonywane już w szpitalach i przychodniach za pieniądze z NFZ).
    Były pomysły RUM i zmian w systremie ubezpieczeń! I wyszło z tego NIC.
    Problem w tym że wielu publicystów którzy dzis namiętnie stają po stronie lekarzy rezydentów wtedy równie namiętnie obśmiewała te pomysły…

  5. Dla mnie lekarze kojarzą się ze sporym brakiem wiedzy (nawet Ci po specjalizacji) oraz złodziejstwem. Zgadza się, w jednej placówce zamiast pracować 10-18, pracują po 10 do 12, bo jadą do kolejnej! Wypisują leki na NFZ, ale każą przyjść (do tego samego gabinetu) prywatnie by pobrać haracz. Moje doświadczenia z lekarzami to ROZCZAROWANIE oraz pogarda dla tego zawodu. Tylko bardzo, bardzo, bardzo niewielki % z nich zasługuję na miano lekarza.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *