Autorem artykułu jest prof. Jonathan Haidt – amerykański psycholog, intelektualista oraz autor książek, w tym wydanych w Polsce: „Prawy umysł”, „Hipotezy szczęścia”, „Rozpieszczony umysł”. Przekład artykułu na język polski: Jo Jurczyszyn. Korekta i redakcja: Łukasz Sakowski. Tekst w języku polskim publikuję za zgodą autora. Oryginalnie, w wersji anglojęzycznej, można go przeczytać tutaj. Przypisy w kwadratowych nawiasach pochodzą ode mnie. Uwaga ogólna: omawiane badania dotyczą głównie amerykańskich nastolatków, więc pomimo podobieństw opisywanych zjawisk i problemów, nie można przekładać uzyskanych wyników 1:1 na europejskich czy polskich nastolatków. Ogromne podziękowania dla prof. Jonathana Haidta za zgodę na tłumaczenie oraz dla Jo Jurczyszyn za tłumaczenie.
Blog „To Tylko Teoria” praktycznie nie zawiera reklam. Jest niezależny i może istnieć oraz rozwijać się dzięki wsparciu Patronów i Patronek na moim profilu w serwisie Patronite.
W maju 2014 roku Greg Lukianoff zaprosił mnie na obiad, by porozmawiać o czymś niepokojącym, co zaobserwował na kampusach uniwersyteckich. Greg jest przewodniczącym FIRE (ang. Foundation for Individual Rights and Expression; Fundacja Indywidualnych Praw i Ekspresji) i pracuje niestrudzenie od 2001 roku nad obroną praw studentów do wolności wypowiedzi. To prawie zawsze oznaczało przeciwstawianie się administracji, która nie chciała, by studenci sprawiali kłopoty, i która tłumaczyła tłumienie wolności słowa odwołując się emocjonalnie do „bezpieczeństwa” studentów – czego sami studenci nie podzielali. Lecz pod koniec 2013 roku Greg zaczął napotykać nowe przypadki, kiedy to studenci naciskali na blokowanie mówców, karanie za zupełnie zwyczajne wypowiedzi lub wdrażanie zasad ograniczających wolność słowa. Studenci ci pojawili się na kampusie jesienią 2013 roku utwierdzeni w przekonaniu, że książki, słowa i idee mogą ich zranić. Dlaczego w 2013 roku tak dużo studentów podzielało takie opinie, choć jeszcze w 2011 nie było zbyt wielu takich przypadków?
Greg ma skłonność do depresji i po hospitalizacji w wyniku poważnego epizodu w 2007 roku nauczył się technik psychoterapii poznawczo-behawioralnej (ang. cognitive behavioral therapy – CBT). Pokazuje ona, jak rozpoznawać, które myśli i schematy rozumowania wynikają ze „zniekształceń poznawczych”, takich jak myślenie katastroficzne, myślenie czarno-białe, zabobonność, czy odwoływanie do emocji. Myślenie w ten sposób powoduje depresję, jak również jest jej objawem. Wyłamanie się z tych bolesnych zniekształceń jest lekiem na depresję.
To, co w 2013 roku Greg zaobserwował u studentów, którzy usprawiedliwiali tłumienie wolności wypowiedzi i karanie sprzeciwu wobec takich ograniczeń, było mu znajome. Wynikało z tych samych zniekształceń poznawczych, od których on się uwolnił dzięki technikom terapeutycznym. Studenci tacy twierdzili, że nieortodoksyjny [według ich poglądów – przyp. red.] mówca na kampusie stanowi poważne zagrożenie dla wrażliwych studentów (myślenie katastroficzne); używali własnych emocji jako argumentu na to, by usunąć coś z programu studiów (odwołanie do emocji). Greg wysunął hipotezę, że jeżeli uniwersytety wspierają rozwój i występowanie tych zniekształceń poznawczych, zamiast uczyć studentów krytycznego myślenia (czym, w skrócie, jest CBT), to wywołują u swoich studentów depresję. Greg zaczął się obawiać, że uniwersytety stosują odwróconą CBT.
Pomyślałem, że to genialne wyjaśnienie, bo sam zacząłem zauważać objawy nowego sposobu myślenia wśród niektórych studentów NYU [New York University; prof. Jonathan Haidt jest tam wykładowcą – przyp. red.]. Zaoferowałem swoją pomoc Gregowi w pisaniu i w sierpniu 2015 roku nasz artykuł pod tytułem „Rozpieszczony umysł” pojawił się w piśmie „The Atlantic”. Gregowi nie podobał się ten tytuł; początkowo sugerował „Debata w kierunku rozpaczy: jak uniwersytety uczą zniekształceń poznawczych”. Chciał włożyć hipotezę odwróconej CBT do tytułu.
Po wydrukowaniu naszego artykułu sytuacja na kampusie znacznie się pogorszyła. Jesień 2015 była początkiem okresu protestów i poważnych konfliktów na kampusie, które doprowadziły wiele, lub też większość uniwersytetów, do zaimplementowania zasad legitymizujących ten nowy sposób myślenia w kulturze uczelnianej. Włącznie z administracyjną rozbudową ciał mających zajmować się „grupowymi uprzedzeniami” czy „mikroagresjami” [przypadkowymi sytuacjami, które mają rzekomo świadczyć o czyimś uprzedzeniu, np. niesympatyczne spojrzenie na kobietę przez mężczyznę jako „dowód” seksizmu, założenie nogi na nogę w obecności osoby czarnoskórej jako „dowód” rasizmu, czy krytyka procedury zmiany płci u dzieci jako „dowód” transfobii – przyp. red.]. Ankiety zaczynały pokazywać, że większość studentów i profesorów czuła, że muszą się autocenzurować. Wyrażenie „obchodzić się jak z jajkiem” stało się nagminne. Zaufanie do edukacji wyższej spadło, podobnie jak radość z aktywności intelektualnej i poczucia dobrej woli, które naznaczały życie akademickie przez całą moją karierę.
Zdecydowaliśmy się z Gregiem rozszerzyć nasz oryginalny artykuł do formy książkowej, w której zagłębiliśmy się w różne przyczyny nagłej zmiany w kulturze kampusu. Nasza książka skupiła się na trzech „wielkich nieprawdach”, w które szeroko wierzyli studenci próbujący zamykać ludziom usta i kryminalizować różnice zdań. Te trzy wielkie nieprawdy to:
1. Co cię nie zabije, czyni cię słabszym.
2. Zawsze ufaj swoim uczuciom.
3. Życie jest walką pomiędzy dobrymi i złymi ludźmi.
Każda z tych nieprawd była dokładnym zaprzeczeniem rozdziału mojej pierwszej książki pod tytułem „Hipotezy szczęścia”, w której badałem dziesięć Wielkich Prawd przekazywanych nam przez antyczne społeczeństwa, zarówno te na wschodzie, jak i na zachodzie. Opublikowaliśmy naszą książkę z Gregiem w 2018, znów pod tytułem „Rozpieszczony umysł”. I tym razem Gregowi tytuł się nie podobał. Chciał byśmy nazwali książkę „Disempowered” („Pozbawieni władzy”), żeby uchwycić w jaki sposób studenci, którzy akceptują trzy wielkie nieprawdy, tracą poczucie sprawczości. Chciał uchwycić w tytule sens odwróconej CBT.
Odkrycie powiązania między płcią i polityką
We wrześniu 2020 roku Zach Goldberg, który był wtedy doktorantem na Georgia State University, odkrył coś interesującego w danych opublikowanych przez Pew Research. Otóż Pew przeankietował w marcu 2020 roku około 12 tysięcy ludzi, podczas pierwszego miesiąca restrykcji kowidowych. Ankieta zawierała pytanie: „Czy lekarz bądź inny usługodawca świadczeń zdrowotnych zdiagnozował u ciebie zaburzenia psychiczne?”. Goldberg wyróżnił odsetek respondentów, którzy powiedzieli „tak” i odkrył, że biali liberałowie znacznie częściej odpowiadali „tak”, niż biali centryści czy też konserwatyści (jego analiza niebiałych wykazała mały lub niespójny związek z polityką).
Napisałem do Goldberga i poprosiłem go by zmodyfikował swój wykres, osobno przedstawiając kobiety i mężczyzn, jak również osobno dla osób młodych i starszych. Spełnił moją prośbę i okazało się, że powiązanie z polityką [liberalizm polityczny – przyp. red.] było o wiele silniejsze u młodych (białych) kobiet. Wykres Goldberga można zobaczyć tutaj, lecz mnie trudno jest interpretować trójzmienną interakcję na wykresie słupkowym, więc pobrałem dane z Pew i zrobiłem wykres linearny, który łatwiej zinterpretować.
Oto te same dane, ukazujące trzy główne zmienne: płeć (kobiety wyżej), wiek (najmłodsza grupa wyżej) i polityka (liberałowie wyżej). Wykres pokazuje też trzy interakcje dwupoziomowe (młode kobiety wyżej, liberalne kobiety wyżej, młodzi liberałowie wyżej). Widzimy tu jeszcze bardzo ważną wzajemność trzypoziomową: młode, liberalne kobiety są najwyżej na wykresie. Widać wyraźnie, że większość z nich deklaruje diagnozę zaburzenia psychicznego.
W ostatnich tygodniach – po publikacji raportu CDC (ang. Centres for Disease Control and Prevention; Centrum Kontroli Chorób i Prewencji) o rosnącym występowaniu depresji i zaburzeń lękowych wśród nastolatków – wiele uwagi poświęcono innemu badaniu, które pokazuje związek między płcią a opinią polityczną, zatytułowane: „Politics of Depression: Diverging trends in internalizing symptoms among US adolescents by political beliefs” („Polityka depresji: rozchodzące się trendy w internalizacji symptomów wśród młodzieży w USA według przekonań politycznych”). Gimbrone i wsp. badali trendy w bazie danych Monitoring the Future (Monitorowanie Przyszłości), który jest jedynym dużym sondażem nastolatków w USA, pytającym uczniów szkół średnich (czwartoklasistów), czy identyfikują się jako liberałowie, czy jako konserwatyści (używając pięciopunktowej skali). Sondaż zadaje cztery pytania o nastrój/depresję. Autorzy badania odkryli, że przed 2012 nie było żadnych różnic pomiędzy płciami, i tylko mała różnica pomiędzy liberałami i konserwatystami. Ale, zaczynając od 2012, liberalne dziewczyny zaczęły zyskiwać na tej skali, i badane wartości właśnie w tej grupie wzrosły najbardziej. Pozostałe trzy grupy również wzrosły na skali, lecz żadna aż tak bardzo, jak liberalne dziewczyny.
Autorzy badania starają się wyjaśnić ten fenomen tym, że liberałowie byli świadkami okropnych rzeczy, które konserwatyści robili podczas drugiej prezydentury Obamy, na przykład: „Liberalni nastolatkowie mogli doświadczać alienacji we wzrastającym politycznie konserwatywnym klimacie, do tego stopnia, że odbijało się to na ich zdrowiu psychicznym, w porównaniu z ich konserwatywnymi rówieśnikami, których poglądy były dominujące”.
Felietonistka progresywnego „New York Times”, Michelle Goldberg, zajęła się tym pytaniem i napisała znakomity artykuł, w którym wyraziła opinię, że zdrowie psychiczne nastolatków nie powinno być kwestią polityczną. Odrzuciła wyjaśnienie Gimbrone i wsp., jako słabo korelujące z ich danymi: „Barack Obama został ponownie wybrany w 2012 roku. W 2013 Sąd Najwyższy rozszerzył prawa małżeńskie na pary homoseksualne. Trudno jest bezpośrednio powiązać polityczne wydarzenia tego okresu z nastoletnią depresją, która zaczęła wzrastać w 2012 i kontynuuje tą trajektorię do dzisiaj, bez śladu osłabienia”.
Po zbadaniu materiału dowodowego i wzięciu pod uwagę, że podobne trendy w tym samym czasie dały się zauważyć w Wielkiej Brytanii, Kanadzie i Australii, Goldberg doszła do wniosku, że: „Technologia, nie polityka, była tym, co uległo zmianie w tych krajach około 2012 roku. Wtedy Facebook kupił Instagram, a słowo „selfie” weszło do popularnego języka”.
Dziennikarz Matt Yglesias również zajął się tym, dlaczego liberalne dziewczyny zaczęły bardziej chorować na depresję niż inni, i w długim, autorefleksyjnym wpisie na swoim Substacku, opisał czego nauczył na podstawie własnych doświadczeń związanych z różnymi metodami leczenia. Podobnie do Goldberg, przez chwilę rozważał hipotezę, że liberałowie są podatni na depresję, ponieważ są tymi, którzy widzą, że „żyjemy w późnym stadium kapitalistycznego piekła, w trakcie ciągnącej się śmiertelnej epidemii, z rekordowymi nierównościami majątkowymi, zerową siatką bezpieczeństwa społecznego/zatrudnienia, podczas gdy zmiany klimatyczne gotują świat”, by zacytować tweet felietonistki „Washington Post”, Taylor Lorenz [w Europie liberalizm utożsamiany jest z postawami prokapitalistycznymi, ale w USA, gdzie mieszka i publikuje prof. Jonathan Haidt, liberalizm jest niemalże synonimem lewicy, krytycznej względem kapitalizmu – przyp. red.]. Yglesias zgodził się z Goldberg i innymi dziennikarzami, że tłumaczenie Lorenz – depresja u pokolenia Z wynika z rzeczywistości – nie pasuje do danych i biorąc pod uwagę jego wiedzę o depresji, skupił się na odwrotnym mechanizmie: depresja sprawia, że rzeczywistość wydaje się okropna. Jak napisał: „Depresja jest umysłowym przetwarzaniem niejednoznacznych wydarzeń z negatywnym nastawieniem”.
Yglesias mówi o latach terapii, której częścią była, oczywiście, CBT: „Jest ważne, żeby przekategoryzować odruchy emocjonalne jako coś, co jest pod własną kontrolą. Przestań mówić „taki a owaki doprowadził mnie do szału, przez zrobienie czynności X”. Zamiast tego powiedz: „taki a owaki zrobili X, a ja zareagowałem na to złością”. Powinieneś zapytać samego siebie czy złoszczenie się poprawiło sytuację? Czy rozwiązało problem?”.
Yglesias napisał, że „częścią pomagania ludziom w wydostaniu się z pułapki jest uczenie ich, by nie robili ze wszystkiego katastrofy”. Opisał później artykuł postępowej dziennikarki Jill Filipovic, w którym argumentowała, słowami Yglesiasa, że „postępowi liderzy instytucjonalni swoiście nauczyli młodych progresywistów, że robienie ze wszystkiego tragedii jest dobrym chwytem na dostanie tego, czego chcą”.
Yglesias zacytował też paragraf z artykułu Filipovic, dokładnie odnoszący się do obaw, którymi Greg podzielił się ze mną w 2014: „Jestem coraz bardziej przekonana, że istnieją ogromnie negatywne, długofalowe konsekwencje, szczególnie dla młodych ludzi, które biorą się z używania języka krzywdy i oskarżeń, według którego rzeczy uważane przez kogoś za obraźliwe są „głęboko problematyczne” lub nawet przemocowe. Praktycznie wszystko, co badacze wiedzą o wytrzymałości i dobrym zdrowiu psychicznym sugeruje, że ludzie, którzy czują się głównymi architektami ich własnego życia – by pomieszać metafory, są kapitanami własnego statku, zamiast być na łasce nieposkromionego oceanu – mają się znacznie lepiej niż ci, których pozycją wyjściową jest wiktymizacja, poczucie krzywdy i wrażenie, że życie po prostu im się przydarza, a oni nie mają kontroli nad swoimi reakcjami” [chodzi o postawę oskarżycielską wobec innych i świata za swoje niepowodzenia; cytowana przez prof. Jonathana Haidta autorka wyraźnie nawiązuje tu także do kultu ofiar – przyp. red.].
Zaznaczyłem część tekstu Filipovic [kursywą – przyp. red.] mówiący o korzyściach z poczucia, że jest się jak kapitan swojego statku, ponieważ wskazuje on na strukturę psychologiczną z długą historią badań i pomiarów: mianowicie chodzi o poczucie kontroli. Po raz pierwszy opisana przez Juliana Rottera w latach pięćdziesiątych, jest to plastyczna cecha osobowości odnosząca się do faktu, że niektórzy ludzie mają wewnętrzne poczucie kontroli – czują, że mogą wybierać kierunek działania i wprowadzić go w życie. Podczas, gdy inni mają poczucie kontroli z zewnątrz – posiadają małe poczucie sprawczości i wierzą w ogromne siły lub przedstawicieli poza nimi, którzy decydują, co się z nimi stanie. Sześćdziesiąt lat badań pokazuje, że ludzie z wewnętrznym poczuciem kontroli są szczęśliwsi i osiągają więcej. Osoby z zewnętrznym poczuciem kontroli są bardziej bierne i częściej zapadają na depresję.
Oparte na smartfonie dzieciństwo kształtuje bierność
Istnieją przynajmniej dwa wytłumaczenia, dlaczego liberalne dziewczyny szybciej zapadały na depresję, niż inne grupy w tym samym okresie (około 2012 roku), kiedy nastolatki zamieniły telefony z klapką na smartfony, a dziewczyny masowo dołączyły do Instagrama. Pierwszym i najprostszym wytłumaczeniem było, że liberalne dziewczyny używały więcej mediów społecznościowych, niż inne grupy. Nadchodząca książka Jean Twenge [autorka badań naukowych nad narcyzmem społecznym, z których wynika, że narcystyczne i skrajnie indywidualistyczne zachowania upowszechniają się w krajach Zachodu – przyp. red.] „Generations” jest pełna niesamowitych wykresów i wnikliwych analiz różnic pokoleniowych. W rozdziale o generacji Z pokazuje ona, że jest o wiele bardziej prawdopodobne, że liberalne nastolatki będą deklarować, że spędzają pięć godzin dziennie lub więcej na mediach społecznościowych (31% w ostatnich latach, w porównaniu do 22% konserwatywnych dziewczyn, 18% liberalnych chłopców i tylko 13% konserwatywnych chłopców). Jeżeli ktoś jest intensywnym użytkownikiem mediów społecznościowych, ma mniej czasu na cokolwiek innego, włączając czas spędzany z przyjaciółmi „w prawdziwym życiu”. Twenge pokazuje na innym wykresie, że od lat siedemdziesiątych zeszłego wieku do początku lat dwutysięcznych liberalne dziewczyny spędzały więcej czasu ze znajomymi niż konserwatywne dziewczyny. Jednakże po 2010 roku ich czas spędzany w realnym towarzystwie innych ludzi zaczął spadać tak gwałtownie, że w 2016 spędzały mniej czasu ze znajomymi, niż dziewczyny konserwatywne. Częścią odpowiedzi może być też to, że media społecznościowe zawładnęły życiem liberalnych dziewczyn bardziej, niż innych grup. Jasnym jest, że intensywne korzystanie z mediów społecznościowych niszczy zdrowie psychiczne, szczególnie we wczesnym okresie dojrzewania.
Myślę, że chodzi o coś więcej, niż ilość czasu spędzoną w mediach społecznościowych. Podobnie, jak Filipovic, Yglesias, Goldberg i Lukianoff, uważam, że rolę odgrywają tu również przekazy, jakie liberalne dziewczyny przyswajają silniej od innych grup, a które to przekazy są szkodliwe dla zdrowia psychicznego.
Dane Monitoring the Future zawierają ośmio-punktową skalę Poczucia Kontroli. Za pozwoleniem Twenge publikuję jeden z wykresów z jej najnowszej książki „Generations”, który pokazuje odpowiedzi odnośnie kwestii poczucia braku kontroli: „Kiedykolwiek usiłuję poczynić postęp, coś lub ktoś mnie powstrzymuje”. Dobrze oddaje on hipotezę Filipovic na temat negatywnego wpływu przekazu płynącego z instytucji progresywnych [tutaj: lewicowo-łołkowych – przyp. red.]. Jeżeli zgadzasz się z tym stwierdzeniem, masz bardziej zewnętrzne poczucie kontroli. Jak widzimy na Wykresie 3, od lat siedemdziesiątych do połowy dwutysięcznych, chłopcy byli bardziej skłonni do zgody z tym poglądem na życie, ale dziewczyny ich dogoniły, a później obie płcie miały tendencję wzrostową. Jest tak od 2010 roku, czyli od czasu, gdy życie towarzyskie stało się o wiele bardziej zależne od telefonów komórkowych.
Kiedy kilka tygodni temu wybuchła dyskusja na odnośnie powiązania między polityką i płcią, pomyślałem o wykresie Twenge i zacząłem się zastanawiać co się stanie, jeśli podzielę płcie według przekonań politycznych. Czy da nam to schemat z wykresów Gimbrone i wsp., gdzie liberalne dziewczyny mają największe tendencje wzrostowe? Twenge wysłała mi swoje surowe dane, a ja z Zachem Rauschem zaczęliśmy patrzeć na interakcję tych elementów. Znaleźliśmy parę ekscytujących wskazówek i zabrałem się za pisanie tego wpisu, w pełnym oczekiwaniu, że dokonaliśmy wielkiego odkrycia. Na przykład Wykres 4 pokazuje element analizowany przez Twenge. Widzimy tu wzorzec podobny do rezultatów Gimbrone i wsp., że to liberalne dziewczyny różnią się w wynikach od innych grup, poczynając od okresu wczesnych lat dwutysięcznych.
Wygląda na to, że w ostatniej dekadzie liberalne dziewczyny stają się bardziej zewnątrzsterowne, podczas gdy konserwatywne dziewczyny bardziej wewnątrzsterowne, a chłopcy mają wahające się wyniki. Dopatrzyliśmy się również podobnego wzorca w przypadku innego stwierdzenia: „Ludzie tacy jak ja mają małe szanse na sukces w życiu”. Byliśmy podekscytowani znalezieniem tak oczywistego dowodu na te powiązania, lecz gdy rozszerzyliśmy odpowiedzi na całą skalę, odkryliśmy tylko słabe powiązanie, i to tylko w ostatnich latach, jak można zobaczyć na Wykresie 5.
Po wypróbowaniu kilku różnych strategii i zastanowieniu się, czy możemy zrezygnować z kilku stwierdzeń, doszliśmy do orientacyjnej konkluzji, że temat o poczuciu kontroli nie miał związku z liberalnymi dziewczynami, lecz był związany z generacją Z jako całością. Wszyscy chłopcy i dziewczyny, na lewo i na prawo, wykształcili zewnętrzne poczucie kontroli, poczynając od lat dziewięćdziesiątych. Wrócę do tego odkrycia w przyszłych wpisach, kiedy będę (na stronie „After Babel”) badał utratę dzieciństwa opartego na zabawie, do której doszło w latach dziewięćdziesiątych, gdy amerykańscy rodzice (jak również brytyjscy i kanadyjscy [zjawisko zamykania dzieci na ogrodzonych podwórkach i uniemożliwiania im w ten sposób prawidłowego rozwoju psychicznego dotyczy też Polski i innych krajów zachodnich – przyp. red.]) zaprzestali pozwalać dzieciom wychodzić na dwór, by mogły się tam swobodnie bawić i samodzielnie eksplorować okolicę, bez nadzoru dorosłych (polecam ważną książkę Franka Furedi, pt. „Paranoid Parenting”). Uważam, że utrata wolnej zabawy i nienadzorowanego podejmowania ryzyka zablokowała rozwój zdrowego, wewnętrznego poczucia kontroli. Jest to powodem założenia inicjatywy LetGrow.org z Lenore Skenazy, Danielą Shuchman i Peterem Gray’em [ten ostatni wskazuje też, że takie wychowywanie dzieci w kontrolowanych czy grodzonych przestrzeniach może przyczyniać się do rozwoju narcyzmu i niedorozwoju kreatywności – przyp. red.].
Ciągle rozglądaliśmy się w puli danych Monitoring the Future i artykule Gimbrone i wsp. za innymi punktami, które pozwoliłyby nam przetestować hipotezę Filipovic. Znaleźliśmy drugi idealny zbiór zmiennych: zbiór Monitoring the Future ma oświadczenia dotyczące „umniejszania sobie”, co jest blisko połączone z autodewaluacją jednostki, jak widać po czterech stwierdzeniach, które tworzą tę skalę: Nie mam być z czego dumny; Czasem myślę, że do niczego się nie nadaję; Myślę, że niczego nie potrafię zrobić dobrze; Wydaje mi się, że moje życie mało do czego się przydaje.
Gimbrone i wsp. narysowali wykres skali umniejszania sobie, jak można zobaczyć w ich załączniku (Rysunek A. 4). Jednak ja i Zach zrobiliśmy nowy wykres na podstawie oryginalnych danych, by pokazać większy zakres czasowy, od 1977 do 2021. Jak można zauważyć na Wykresie 6, mamy powiązanie płci i polityki. Znowu, jak z prawie wszystkimi wyznacznikami zdrowia psychicznego, które badałem wcześniej, nie ma żadnych specjalnych problemów przed 2010 rokiem. Natomiast około 2012 linia liberalnych dziewczyn zaczyna się podnosić. Podnosi się jako pierwsza i jest najwyżej, z chłopcami pozostającymi daleko z tyłu (dokładnie jak u Gimbrone i wsp.).
Innymi słowami, popieramy obawy Filipovic o „kapitanie własnego statku”, jak i to, co Lukianoff myśli o poczuciu braku sprawczości jednostek: pokolenie Z ma ogółem bardziej zewnętrzne poczucie sprawczości, a liberałowie tego pokolenia (obu płci) mają mniejsze poczucie własnej wartości. Są też skłonni do przyznania, że „nic nie mogą zrobić dobrze”. Co więcej, większość młodych ludzi w postępowych instytucjach, które wspomina Filipovic, to kobiety, i jest to szczególnie prawdziwe od 2014 roku, kiedy, według danych Gallupa, młode kobiety zaczęły przesuwać się na lewo [w amerykańskim pojmowaniu lewica i liberalność są bliskoznaczne, choć w Europie są przeciwieństwami, stąd autor pisze zamiennie o liberalności i lewicowości – przyp. red.], podczas gdy młodzi mężczyźni zostali tam, gdzie byli. Kiedy młode kobiety stały się bardziej postępowe i bardziej zaangażowane w aktywizm polityczny około 2010 roku, wydaje się, że doszło do zmiany psychologicznej. Nie tylko stały się bardziej zewnątrzsterowne, co dotyczy ogółem pokolenia Z, bo co więcej młodzi liberałowie (włączając młodych mężczyzn) zinternalizowali specyficzne depresyjne funkcje poznawcze i zaburzone sposoby myślenia, z którymi CBT radzi sobie tak dobrze. Ale, gdzie nauczyli się myśleć w taki sposób? I dlaczego zaczęło się to pojawiać tak nagle w 2012 czy 2013 roku, jak zaobserwował Greg, i jak potwierdzają to wykresy?
Tumblr wylęgarnią toksycznych przekonań psychologicznych
Ostatnio słuchałem świetnego podkastu „The Witch Trials of J. K. Rowling”, który prowadziła Meghan Phelps-Roper. Autorka przeprowadziła wywiad z Rowling o: jej trudnym okresie tworzenia historii Harry’ego Pottera we wczesnych latach dziewięćdziesiątych przed erą Internetu; o opublikowaniu książek w późnych latach dziewięćdziesiątych i wczesnych dwutysięcznych, w początkowych latach ery Internetu; jak i o jej obserwacjach na temat społeczności superfanów z Internetu. Zaabsorbowani fani Harry’ego Pottera, jako społeczność, od początku przejawiali okrucieństwo i wykluczenie, równocześnie z dużą ilością miłości, radości i wspólnotowości. Lecz w niesamowitym trzecim odcinku podkastu Phelps-Roper i Rowling prowadzą nas przez zdumiewające wydarzenia z okolicy 2010 roku, kiedy Tumblr stał się niezwykle popularny (osiągając szczyt na początku roku 2014), ale także niesamowicie brutalny. Tumblr był inny od Facebooka i pozostałych platform, ponieważ nie był oparty na sieci znajomości [kiedy funkcjonujemy wśród osób, które znamy realnie, jesteśmy bardziej kulturalni, uczciwi, cywilizowani i emocjonalnie przywiązani, natomiast w środowisku anonimowym, jakim jest Tumblr, ujawnia się wiele patologicznych cech osobowości; można powiedzieć, że tego typu miejsca pielęgnują i rozwijają zaburzenia i toksyczne zachowania – przyp. red.]. Platforma ta zgromadziła ludzi z całego świata, którzy dzielili jakieś zainteresowania, a często też obsesje.
Phelps-Roper przeprowadziła wywiady z kilkoma ekspertami, którzy wskazali na Tumblr, jako główną wylęgarnię specyficznych idei na temat tożsamości, wrażliwości, mowy, szkodliwości i bycia ofiarą [ideologii łołk i kultury unieważniania oraz współczesnego kultu ofiar – przyp. red.] wykształciły się i wymieszały. Angela Nagle (autorka „Kill All Normies”) opisała kulturę, która wyłoniła się na Tumblrze, szczególnie wśród aktywistów genderowych [aktywistów trans, niebinarnych i innych tego typu subkultur – przyp. red.], w następujący sposób:
„Na Tumblr zaistniała kultura, która zachęcała do eksponowania swojej unikatowej, nienormatywnej osobowości… W pewnym sensie jest to również cechą współczesnego społeczeństwa. Lecz na Tumblrze zostało to rozdmuchane do takiego ekstremum, że ludzie zaczęli opisywać to jako zjawisko „płatków śniegu” (w nawiązaniu do tego, że każdy płatek śniegu jest wyjątkowy). Określenie to odnosi się do osób, które kreują się na unikatowe, by później bronić swojej wyjątkowości w niesamowicie przewrażliwiony sposób, reagując wściekłością, gdy ktoś tę niezwykłość podważa” [zwróciłbym też uwagę, że zachowanie takie jest podobne do jednego z objawów narcyzmu, którym jest specyficzna narcystyczna furia w reakcji na podważenie rzekomej wyjątkowości narcyza, o czym w podkaście „Teoretico” mówił prof. Jarosław Piotrowski, psycholog badający narcyzm].
Angela Nagle opisała, że po drugiej stronie politycznego spektrum była „najbardziej chamska kultura, reprezentowana na 4chanie”. Społeczności związane z aktywizmem genderowym na Tumblr składały się głównie z młodych, postępowych kobiet, podczas gdy 4chan był używany w większości przez prawicowo zorientowanych, młodych mężczyzn. Różnice dotyczące płci ujawniały się tutaj już na pierwszy rzut oka. Obie społeczności, jak to często się dzieje w wojnach kulturowych, nakręcały się wzajemnie do nienawiści. Młode aktywistki tożsamościowe na Tumblrze z zapałem obudowały się swoimi nowymi wyobrażeniami na temat tożsamości, wrażliwości i traumy, coraz częściej mówiąc, że słowa są formą przemocy, podczas gdy młodzi mężczyźni na 4chanie poszli w odwrotnym kierunku: prezentowali szorstką i chamską męskość, gdzie status zdobywało się pisząc w coraz bardziej grubiański sposób [oba opisywane „plemiona” mają w Polsce swoje specyficzne, potoczne nazwy: genderowe aktywistki nazywane są „julkami”, a ich przeciwnicy to „incele” – przyp. red.]. Ta wzajemna dynamika, sugerowali eksperci we wspomnianym podkaście, doprowadziła do narodzin wojny kulturowej około 2010 roku. A potem, w 2013, wyrwała się z Tumblra i skolonizowała o wiele większego i mainstreamowego Twittera. Później stała się ogólnokrajowa, a nawet globalna, przynajmniej w krajach anglojęzycznych, doprowadzając do bajzlu, w którym wszyscy obecnie żyjemy [można śmiało stwierdzić, że problem ten rozlał się ogólnie na kraje Zachodu, jest bardzo widoczny i kłopotliwy również w Polsce – przyp. red.].
Nie chcę opowiadać całej tej historii. Sami posłuchajcie podkastu „The Witch Trials of J. K. Rowling”. Jest to jedna z najbardziej pouczających rzeczy, którą usłyszałem, badając amerykańską wojnę kulturową (włączając w to podkast Jona Ronsona „Things Fell Apart”). Chcę tylko zauważyć, że ta historia wpasowuje się idealnie w okres wzrostu zaburzeń psychicznych, a propos hipotezy Grega o odwróconym warunkowaniu [warunkowaniu młodych ludzi tak, by zamiast blokować autodestrukcyjne i depresyjne myśli, mieli ich jeszcze więcej – przyp. red.].
Implikacje i zmiany ustawowe
Konkludując, uważam, że Greg Lukianoff miał zupełną rację w swojej diagnozie, którą podzielił się ze mną w 2014 roku. Wielu młodych ludzi, nagle, około 2013, zaczęło przyjmować trzy wielkie nieprawdy:
(1) uwierzyli, że są delikatni i mogą być skrzywdzeni przez książki, wykłady i słowa, które nauczyli się rozpoznawać i traktować jako rodzaje przemocy (Wielka Nieprawda #1).
(2) uwierzyli, że ich uczucia, szczególnie ich lęki, są miarodajnymi wyznacznikami otaczającej ich rzeczywistości (Wielka Nieprawda #2).
(3) zaczęli widzieć społeczeństwo jako składające się z ofiar i ciemiężycieli – dobrych i złych ludzi (Wielka Nieprawda #3).
Liberałowie przyjęli te przekonania bardziej niż konserwatyści. Młode, liberalne kobiety zaadoptowały je bardziej niż wszystkie inne grupy, ze względu na ich intensywne użytkowanie mediów społecznościowych i ich udział w społecznościach online, które zaimplementowały nowe, autodestrukcyjne idee. Te zaburzenia poznawcze sprawiły, że młode, liberalne kobiety stały się bardziej zlęknione i podatne na depresję. Tak, jak obawiał się Greg, wiele uniwersytetów i postępowych instytucji przejęło te trzy nieprawdy i wprowadziło programy, które zajęły się stosowaniem odwróconej CBT na młodych ludziach, w sposób naruszający obowiązek opieki nad nimi i ich edukacji [temat opanowywania uniwersytetów przez wyznawców ideologii łołk i przez „płatki śniegu” opisał np. Douglas Murray w książce wydanej w Polsce pt. „Szaleństwo tłumów”; wielu badaczy upatruje problemu głębiej, szczególnie w filozofii postmodernistycznej i relatywizmie postmodernistycznym – przyp. red.].
Jestem otwarty na krytykę od uczonych, dziennikarzy i czytelników, podważające tę konkluzję, i odpowiem na nią w przyszłych wpisach. Chciałbym również powtórzyć, że nie obwiniam za wszystko smartfonów i mediów społecznościowych. Drugą linią mojej opowieści jest utrata dzieciństwa opartego na zabawie, w tym gier bez udziału rodziców i uwzględniających potrzebę podejmowania ryzyka. Jeżeli jednak tę konkluzję uda się utrzymać, to nasuwają się dwie ważne zmiany ustawowe, które powinny być wprowadzone tak szybko jak możliwe:
1) Uniwersytety i inne szkoły powinny przestać stosować odwróconą CBT na swoich studentach.
Jak pokazaliśmy z Gregiem w „The Coddling of the American Mind”, większość programów wprowadzonych w życie po fali protestów w 2015 roku jest opartych na przynajmniej jednej z Wielkich Nieprawd [chodzi o protesty, w których studenci atakowali wykładowców za rzekome „mikroagresje” itp.; protesty te czasem przeradzały się w zamieszki; w Polsce takie protesty odbyły się m.in. na Uniwersytecie Jagiellońskim wobec kryminolożki, dr Magdaleny Grzyb, za jej rzekomą „transfobię” – przyp. red.]. Te programy zostały również importowane do wielu szkół i przedszkoli. Od przymusowych szkoleń z zarządzania różnorodnością po zespoły reagowania na uprzedzenia i „trigger warnings” [w Polsce są to szkolenia z „różnorodności”, „antydyskryminacji” czy „inkluzywności” i również są wdrażane, często obowiązkowo, w wielu jednostkach edukacyjnych i firmach – przyp. red.]. Jest niewiele dowodów, że te programy faktycznie działają, za to istnieją takie, które pokazują, że przynoszą skutki odwrotne od zamierzonych. W każdym razie, jak pokazałem, są powody by się obawiać, że szkolenia z „różnorodności” czy „antydyskryminacji” i „inkluzywności” uczą dzieci i młodzież by przyjmowały szkodliwe, depresyjne zaburzenia poznawcze.
Jest też inna inicjatywa, która zaczęła być popularna w ostatnich kilku latach, a która jest szczególnie podejrzana: chodzi o działania polegające na mówieniu studentom na uniwersytetach, by unikali zwykłych angielskich słów i fraz, które określane są jako „niebezpieczne”. Brandeis University przejął inicjatywę w 2021 roku, wraz z „listą opresyjnej mowy”. Uczelnia ta zachęcała swoich studentów aby nie używali takiego zwrotu, jak „przebić się przez coś” (ang. take a stab at), ponieważ wyrażenie to uznano za brutalne. Z tego samego powodu Brandeis University zachęcał, by nikt nie używał „trigger warning”, ponieważ budzi skojarzenia z bronią palną. Studenci zamiast tego powinni prosić o „ostrzeżenia o treści” (ang. content warning), by uchronić się od brutalnych słów, takich jak „przebić (się)”.
Wiele uniwersytetów poszło w ich ślady, włączając w to Colorado State University, The University of British Columbia, The University of Washington, i Stanford University, który ostatecznie wycofał się ze swojej listy „opresyjnej mowy” ze względu na niekorzystny rozgłos. Stanford nalegał w niej, by studenci unikali takich słów, jak „amerykański”, „imigrant” i „oddać” (np. „oddać pracę domową”). Dlaczego? Ponieważ słowo „oddać” może „sugerować, że inni mają nad tobą kontrolę”. Ironicznym jest, że są to te właśnie programy, które sprawiają, że liberalni studenci czują się pozbawieni władzy, jakby dryfowali w morzu krzywdzących słów i ludzi, kiedy w rzeczywistości żyją w jednym z najbardziej przyjaznych i bezpiecznych środowisk w historii ludzkości [podobnie absurdalne przepisy w Polsce zostały wdrożone np. na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, w których o „molestowaniu” mogą świadczyć przesłanki dotyczące „tożsamości”, w tym niechęć, by do mężczyzny zwracać się jak do kobiety, a do kobiety jak do mężczyzny – przyp. red.].
2) Kongres Stanów Zjednoczonych powinien zawyżyć wiek „dorosłości w Internecie” z 13 do 16, lub nawet 18 lat.
Jaki powinien być wiek minimalny, kiedy dzieci mogą podpisać prawnie wiążący kontrakt w celu upowszechniania swoich danych, oddawania swoich praw i narażania się na szkodliwe treści, bez wiedzy ich rodziców? Zrobiłem ankietę, tu można zobaczyć jej rezultaty.
Oczywiście ankieta dla moich obserwatorów na Twitterze jest daleka od porządnej sondy. W dodatku wyraziłem moje pytanie w naprowadzający sposób, lecz to jak to zrobiłem jest rzetelnym odzwierciedleniem dzisiejszego status quo. Myślę, że większość ludzi rozumie teraz, że wiek 13 lat, który ustanowiono w 1998 roku, kiedy nie wiedzieliśmy czym stanie się Internet, jest za niski i co więcej, nie jest nawet egzekwowany. Kiedy moje dzieci poszły do 6 klasy szkół publicznych w Nowym Jorku, każde z nich mi powiedziało, że „wszyscy” są na Instagramie [badania naukowe wykazały, że platformy takie jak Instagram czy TikTok, a także internetowe połączenia wideo, mogą powodować cielesne zaburzenia dysmorficzne, czyli niechęć do własnego ciała i poczucie jego nieadekwatności, o czym opowiedziała psycholog, psychoterapeutka i wykładowczyni, dr Magdalena Leszko – przyp. red.].
Jesteśmy w jedenastym roku największej epidemii zaburzeń psychicznych u młodzieży. Znam wiele rodzin, które zostały wkręcone w zamęt i strach wskutek podjęcia przez ich dziecko próby samobójczej. Wy pewnie też znacie, biorąc pod uwagę, że raport CDC podaje, że jeden na dziesięć nastolatków deklaruje podjęcie próby samobójczej. Uderza to we wszystkie grupy polityczne i demograficzne. Jest wystarczająco dowodów na to, że media społecznościowe są poważnym powodem tej epidemii, może nawet głównym. Czas, byśmy zaczęli traktować media społecznościowe i inne aplikacje stworzone do „zaangażowania” (czytaj: uzależnienia behawioralnego) jak alkohol, tytoń i hazard, ponieważ mogą szkodzić społeczeństwu i pojedynczym osobom. Dorośli powinni mieć większą wolność w podejmowaniu własnych wyborów, lecz ustawodawcy i rządzący, którzy dbają o zdrowie psychiczne społeczeństwa, zdrowie kobiet lub zdrowie dzieci, muszą zająć się tym problemem [zachęcam też do przeczytania recenzji książki prof. Shoshany Zuboff, podejmującej ten problem szerzej – przyp. red.].
Nie wystarczy znaleźć więcej pieniędzy na sektor zdrowia psychicznego w służbie zdrowia, chociaż to też jest bardzo potrzebne. Przede wszystkim musimy zlikwidować to błędne koło rozwijania zaburzeń psychicznych, by dzisiejsze przedszkolaki nie spotkał taki sam los za 12 lat. Kongres powinien wyznaczyć sensowny wiek dla małoletnich, kiedy są w stanie podpisywać umowy i otwierać konta bez zgody rodziców, i ten wiek powinien następować nie wcześniej, niż pod koniec okresu dojrzewania, ponieważ szkody powodowane przez media społecznościowe zdają się być największe podczas dojrzewania. Jeżeli Kongres tego nie zrobi, zadziałać powinni ustawodawcy na poziomie poszczególnych stanów. Jest wiele sposobów na skuteczną weryfikację wieku w Internecie, co omówię w kolejnym artykule.
Niniejszy blog istnieje, rozwija się i jest dostępny za darmo, pomimo braku reklam, dzięki wsparciu Patronów i Patronek w serwisie Patronite.
wow. szok. ludzie w których celują konserwatyści, nie są konserwatywni(!!!!!). czekam na więcej śmiałych wynurzeń
Przemoc psychiczna ma płeć, ofiarami są mężczyźni a sprawcami kobiety. Przemoc psychiczna ma płeć. To kobieta.
Kobiety częściej uważają że pewne słowa są formą przemocy, bo kobiety ogólnie są bardziej zainteresowane i wyczulone językiem/na język (pociąg umysłu: kobiety – litera, mężczyźni – liczba), media społecznościowe i ogólnie internet stwarzają dużą szansę na doświadczenie relacji z ludźmi wykluczonym „na podwórku” nastolatkom więc ja bym na nie tak nie „psioczyła” (brzydko mówiąc), a brak depresji właśnie jest niedopuszczaniem do siebie ważnych informacji (odpoczywając w lesie, odpoczywasz tak naprawdę w miejscu w którym pod Tobą, w trawie rozgrywają się wielkie tragedie, stworzenia są bardziej nieszczęśliwe niż wydaje się na pierwszy rzut oka, tylko nie mogą bądź nie chcą Ci tego powiedzieć etc.).
Sugeruje Pani, że obecność u kogoś depresji wskazuje na większą otwartość na informację, a mrówki na których przypadkiem sobie usiadłem, są „nieszczęśliwe”?
Tak, świat to choroby, tortury, ból, rozczarowania, powodzie, susze, wylewy wulkanów, ciągły wysiłek wszystkiemu towarzyszy więcej cierpienia niż się zdaje etc. Niedopuszczanie do siebie tych myśli sprawia że człowiek utrzymuje względną równowagę psychiczną, ale gdyby zdecydowałby się otworzyć oczy szeroko popadłby właśnie w depresję. Aha, i depresja może może przyczynę w działania mózgu danej osoby.
ludzie niedepresyjni doskonale wiedzą o ogromie cierpienia w świecie. po prostu mają świadomość, że ich żal i zamartwianie się tym cierpieniem nic nie zmieni i nikomu nie pomoże, a wręcz zaszkodzi, więc postanawiają nie przywiązywać do niego uwagi.
Świat to także radość, miłość, satysfakcja z osiągnięć, zachwyt sztuką i pięknem natury, pogodna refleksja, stoicki spokój, ciepły letni deszcz piękno zorzy polarnej. Dostrzeganie wokół jedynie negatywów, to faktycznie prosta droga do depresji, ale zdecydowanie nie jest to poszerzenie percepcji i z zasady nie jest to nic pozytywnego. Jak we wszystkim – należy zachować równowagę. Równowaga, to zdrowie – tak psychiczne jak i somatyczne. I faktycznie – jeżeli mózg odbiera świat przez „czarne okulary”, to znak, ze z jego działaniem nie jest najlepiej…
Jakie tam tragedie, te stworzenia żyją w zupełnie innym sensie niż my. Nawet nie są tego świadome, nawet nie wiedzą, że czują ból, nie znają takiego pojęcia, reagują mechanicznie jak urządzenia lub instynktownie te wyżej rozwinięte (jak ssaki). Jakbym był małym stworzeniem w lesie, to w moim interesie byłoby jak najszybciej umrzeć, bo takie życie nic nie jest warte – jestem tylko pokarmem i niczego nie osiągnę jako jednostka. W tym sensie nie może spotkać „tragedia” czegoś co nie miało szans na osiągnięcie czegoś wartościowego od miliardów lat.
Zwierzęta są jak najbardziej świadome odczuwania bólu jak i radości, smutku, nie mam pojęcia skąd takie założenia. Nie nazywają ich i nie analizują, ale odczuwają na poziomie nawet kilkuletniego dziecka. Także idziemy tu w dość niebezpiecznym kierunku dyskredytując wartość ich życia i odczuwania.
Artykuł skupia się na temacie, dlaczego młode lewicowe kobiety cierpią na zaburzenia psychiczne częściej niż inne grupy, a nie dlaczego młodzi na to cierpią (w porównaniu z pokoleniem –10, -20 lat). Chętnie poczytam o tym.
Świetny artykuł, którym chętnie się podeprę przy obronie skuteczności klasycznych heurystyk, zwłaszcza ukazany efekt odwrócenia nieśmiertelnego powiedzenia: „co cię nie zabije to cię wzmocni”.
Obydwa powiedzenia są nieprawdziwe. Przechorowanie świnki nie zabija ale wzmacnia. Żółtaczka nie zabija ale osłabia.
Bardzo ciekawy artykuł przynoszący próbę wyjaśnienia zjawiska, które obserwuję w pokoleniach swoich dzieci. Różnica 7 lat, starsze dostało pierwszy smartfon w późnym liceum, młodsze w późnej szkole podstawowej (czyli w okresie dojrzewania). Ich grupy wiekowe są bardzo różne, choć akurat moje dzieci dostały swoje smartfony najpóźniej we własnych grupach wiekowych (konserwatywni rodzice). Grupy klasowe funkcjonowały/funkcjonują zupełnie inaczej (ale trzeba też wziąć pod uwagę sprawę epidemii COVID i nauki zdalnej). Grupa klasowa/wiekowa młodszego dziecka jest totalnie zatomizowana. Ale też te aplikacje sieci społecznościowych są również narzędziem, za pośrednictwem którego szerzy się ta szeroko definiowana „lewicowość” wśród nastolatków. Tam jest zasiewane ziarno czegoś, co jest następnie hodowane w miejscach takich jak cytowany Tumblr – aż po np. wmawianie dysforii płciowej i potajemne zaopatrywanie w hormonalne blokery rozwoju płciowego. Więc to jest środowisko które można porównać do katastrofalnego pożaru lasu w suche gorące lato.
Ale chciałem zwrócić autorowi serwisu uwagę, że sam osobiście przykłada rękę do tego nurtu „odwróconego CBT”, przyłączając się do lewicowo-feministycznego gwałtu na języku. Mamy w artykule „kryminolożkę”. Pospacerowałem po całym serwisie – są „psycholożki”, „polityczki” itd. Pomijam kwestię pokraczności tego języka (jak ktoś wie, co to jest locha, a zatem i mała locha – „loszka”, to zrozumie śmieszność takich wynalazków przez pryzmat budowanych przez nie skojarzeń; jak się wymyśla dziś nazwę firmy o aspiracjach międzynarodowych, to się sprawdza, czy przez przypadek się nie trafiło w słowo wulgarne czy ośmieszające w jakimś powszechnie używanym języku; u nas lewicowo-feministyczna rewolucja językowa będzie narzucać interpretacje i skojarzenia). Ale to jest przede wszystkim kompletne odłączenie się od aspektu kulturowego. Ludzie mówiący językiem polskim są niczym marsjanie! W języku polskim rodzaj gramatyczny nie ma nic wspólnego z płcią! Czy łopata jest kobietą a szpadel mężczyzną? Czy autor wie, że słowa „mężczyzna” czy „tata” (ale np. również „ekscelencja”, „eminencja”, „wysokość”, wielebność”) są gramatycznego rodzaju żeńskiego? Czy zdarzył się w historii Polski jakikolwiek król, którego obrażało nazywanie „królewską wysokością”, prezydent, którego obrażało nazywanie „ekscelencją”, albo biskup, którego obrażało nazywanie „eminencją” czy „wielebnością”? Ale nazywanie kobiety premierem, psychologiem czy politykiem miałoby ją obrażać, tak?
„Odwrócone CBT” zaczęło się we wczesnych latach 90. Inicjatorem tego na polskim gruncie było przede wszystkim środowisko skupione wokół „Gazety Wyborczej” i okolic. To wtedy i tam zaczęło się np. narzucanie, że mówienie „Cygan” jest obraźliwe. Bo oni sami jakoby nazywają siebie „Romami”. Jakiś polski językoznawca przytomnie zauważył, że w takim razie powinniśmy mówić, że w Wielkiej Brytanii mieszkają Inglisze. Później się okazało, że wśród Cyganów są Romowie i Sinti, a nazwanie tych drugich słowem Rom jest odbierane przez nich jako obraźliwe. Dziś energiczna walka trwa ze słowem „murzyn”, które nie ma w sobie nic rasistowskiego czy negatywnego, a pochodzi od słowa „Maur” oznaczającego osobę pochodzącą z północnej Afryki, ipso facto ciemnoskórą, po prostu Araba.
Tak więc zachęcam autora do namysłu. Aplikacje społecznościowe są jednym z istotnych obszarów wpływających na budowę postaw społecznych, ale nie jedynym, zaś „rozpieszczanie umysłu” zaczęło się znacznie wcześniej i szerzone jest dziś niemal wszędzie tak bardzo, że przestaje być zauważane, stało się normą.
Pod pierwszym akapitem mogę się podpisać (co zresztą, nie znając go, wyraziłem w swoim wpisie) ale z tym gwałtem językowym nie przesadzałbym, bo język nie podlega logice, a reguł nie tworzy się przez analogię. Bo kobieta-lekarz to lekarka ale gospodarka to nie kobieta gospodarz. Tak jest i z żeńskimi formami pierwotnie męskich (gramatycznie) wyrazów. Lekarka czy gospodyni nikogo nie rażą, psycholożka też nie za bardzo, choć tu już sprawa jest trochę śliska. Razi natomiast tworzenie na siłę takich potworków jak „naukowczyni” (korektor językowy jeszcze podkreślił mi na czerwono ale psycholożki nie) czy „gościni”. Ma to wyzwolić, zdaniem feministek, kobiety od opresji (jeżeli od opresji rozumu, to nawet zgodziłbym się). Zawsze wtedy proponuję utworzenie feminatywów np. od słów: „major”, „szofer” czy „pilot”. Zresztą z pilotką w znaczeniu „kobieta-pilot” już spotkałem się na pewnym postępowym portalu ale pewnie młody wykształcony inaczej nie wiedział/a, że pilotka to rodzaj czapki. Natomiast dyrektorka, nauczycielka czy biegaczka to słowa normalnie funkcjonujące w naszym języku. Z Murzynem i Cyganem to inna sprawa. Tu zgadzam się w zupełności z tym co napisałeś tyle że Autor bloga chyba nie lansuje tych słów.
Napisałem nie to co chciałem 🙂 Miało być: Autor bloga chyba nie lansuje politycznie poprawnych określeń Murzyna czy Cygana.
Nie znam całej książki i oczywiście nie znam badań, na które powołuje się autor. Być może więc nie wiem o czymś ale z tego co przeczytałem wynikają co najmniej trzy rzeczy. Po pierwsze, jak to zwykle bywa gdy ograniczamy się do prostych korelacji, nie wiadomo czy niska ocena własnej wartości, zwalanie winy na innych, depresja itp. są skutkiem czy przyczyną lewicowych poglądów. Po drugie, statystyka oferuje liczne możliwości jednoczesnej oceny zależności kilku zjawisk, co nie zostało wykorzystane. I wreszcie, autor zdaje się nie dostrzegać słonia w menażerii. Młodzieżowy skręt w lewo, objawiający się m. in. chęcią cenzurowania niesłusznych ideologicznie poglądów (stara, leninowska szkoła) nie wzięła się znikąd. Warto cofnąć się kilkadziesiąt lat wstecz, do koncepcji marszu przez instytucje Garmschiego przez rewoltę lat 60-tych aż do opanowania internetu przez kilka korporacji i narzucenia lewicowej cenzury.
Pozostaje jeszcze kwestia ustalenia dlaczego „Jesteśmy w jedenastym roku największej epidemii zaburzeń psychicznych u młodzieży”. Nie wiem czy w jedenastym czy dwudziestym szóstym, bo to nie jest nagły wybuch tylko systematyczna zmiana. Przyczyn jest wiele ale na pewno jedną z najważniejszych jest zabranie dzieciom rodziców. Przez szkoły, pracodawców, media dowodzące, że rodzina jest toksyczna i zręcznie sterowane media społecznościowe.
Co do weryfikacji wieku w Internecie, jestem zdecydowanie przeciwny wszelkim takim formom tej weryfikacji, które wiązałyby się z obowiązkowym ujawnieniem swojej tożsamości i rezygnacją z anonimowości. Przy wszelkich swoich wadach i zastrzeżeniach jakie można do niej mieć, możliwość anonimowego wypowiadania się to ogromna zaleta Internetu i nie wolno wylewać dziecka z kąpielą.
Osobiście z rewelacyjnym moim zdaniem sposobem weryfikacji wieku spotkałem się w pewnej grze komputerowej wydanej chyba gdzieś w latach 90. Ponieważ gra zawierała (wtedy jeszcze bardzo delikatne!) motywy erotyczne, po jej uruchomieniu trzeba było odpowiedzieć na kilka pytań (wybieranych losowo z szerszej puli przy każdym uruchomieniu), na które odpowiedź była trywialna dla osób, które były (wówczas) dorosłe i większość rzeczy, których dotyczyły pytania, znały z osobistego doświadczenia, natomiast dzieci czy nastolatkowie raczej prawidłowych odpowiedzi by nie znali.
Taki sposób weryfikacji wieku (oczywiście wymagający ciągłego modyfikowania i aktualizowania pytań) przy rejestracji w serwisach internetowych by mi się podobał. Przy okazji eliminowałby pewnie sporą część „zewnątrzsterownych” dorosłych, którzy pozostali mentalnie dziećmi, co tylko byłoby dodatkową zaletą.