Kategorie:

Embriolożka kliniczna Marta Sikora-Polaczek tłumaczy zapłodnienie in vitro

Chciałbym przedstawić Wam wywiad z embriolożką kliniczną, Martą Sikorą-Polaczek. Bohaterka rozmowy pracuje obecnie w klinice leczenia niepłodności „Macierzyństwo” w Krakowie, zajmując się zapłodnieniem pozaustrojowym. Rozmawiamy na niezwykle ciekawy temat: zapłodnienie in vitro.
zapłodnienie in vitro Marta Sikora-Polaczek

Na początek, nim zapytam o zapłodnienie in vitro, chciałbym poprosić o wyjaśnienie czym się Pani zajmuje w ramach pracy jako embriolog kliniczny?

Zapłodnienie in vitro (pozaustrojowe) to kilka z pozoru prostych kroków: pobranie komórek rozrodczych (komórek jajowych i plemników), zapłodnienie, hodowla zarodków i wreszcie podanie zarodka do macicy lub/i mrożenie. Za całość procesu – od uzyskania komórek do podania zarodka jest odpowiedzialna pracownia embriologiczna. Istotą pracy embriologa jest zapewnienie, żeby każdy z tych etapów przebiegał prawidłowo i bezpiecznie, w jak najlepiej kontrolowanych warunkach.

 

Jakie studia I, II i III stopnia Pani ukończyła? Jak droga Pani edukacji wyglądała? Mogłaby Pani o tym opowiedzieć, o każdym etapie z osobna?

Skończyłam biologię na Uniwersytecie Warszawskim, następnie przeniosłam się do Krakowa i już tutaj realizowałam dalsze etapy kształcenia – studia doktoranckie w Zakładzie Genetyki UJ i podyplomowe studia z zakresu diagnostyki laboratoryjnej. Teraz jestem w trakcie specjalizacji z laboratoryjnej genetyki medycznej i obiecuję sobie po cichu, że na tym zakończę  „regularną” edukację.

 

Skąd wzięło się u Pani zainteresowanie embriologią?

Do wyboru specjalizacji byłam przekonana już w połowie studiów biologicznych – z bliżej nieokreślonego powodu to początek życia fascynował mnie najbardziej. Bez wahania udałam się do Zakładu Embriologii, kierowanego jeszcze wówczas przez światowej sławy Profesora Tarkowskiego. Miałam szczęście obserwować profesora przy pracy i zrozumieć znaczenie autorytetu i czystej naukowej pasji. Jednak już wtedy wiedziałam też, że dalsze kroki skieruję jednak bardziej w stronę medycyny. Chociaż były to dopiero początki laboratoriów zapłodnienia in vitro w Polsce, nie miałam wątpliwości co do dalszej drogi rozwoju.

 

Więcej o embriologii napisałem w Bioksiążce

 

Czy dla pracy embriologa w klinice zapłodnienia pozaustrojowego potrzeba szczególnych kursów, certyfikatów, dodatkowych studiów? Czego wymaga od strony formalnej zapłodnienie in vitro?

Zgodnie z obowiązującym prawem i rekomendacjami embriologiem klinicznym może zostać osoba z wykształceniem medycznym, biologicznym lub pokrewnym, która uzyskała odpowiednią certyfikację – europejską (certyfikaty ESHRE clinical embryologists), lub polską (certyfikat embriologa klinicznego PTMRiE). Abu uzyskać certyfikat trzeba wykazać się wiedzą (sprawdzaną na egzaminach) i 3 letnim doświadczeniem w pracy w laboratorium, pod nadzorem certyfikowanych embriologów.

 

Jakie szanse na taką pracę mają absolwenci biologii lub biotechnologii? Co muszą zrobić, by móc pracować w klinice leczenia niepłodności?

Na pewno wykazać się mocną determinacją. To jest bardzo wąską dziedzina – zakładając, że w Polsce jest około 50 zarejestrowanych ośrodków leczenia niepłodności i w każdym pracuje kilku embriologów to jest kilkaset miejsc pracy na cały kraj, a np. w naszym ośrodku mamy stały zespół od wielu lat. Tak czy inaczej osoby zainteresowane odsyłam bezpośrednio do ośrodków – warto pytać, próbować nawet zatrudnienia krótkoterminowego (staży). Pracę można rozpocząć zaraz po studiach, doświadczenie i uprawnienia nabywa się funkcjonując pod okiem doświadczonych embriologów.

 

Jak wygląda Pani praca w klinice na co dzień? Jak wygląda od tej strony zapłodnienie in vitro?

Wpisując się w determinowaną etapami zapłodnienia pozaustrojowego „embriologiczną rutynę” –  rozpoczynamy pracę sprawdzając co dzieje się w inkubatorach – przebieg zapłodnienia i podziałów zarodkowych z poprzednich dni. Następnie uczestniczymy w zaplanowanych pobraniach komórek jajowych, przygotowujemy je do zapłodnienia i zapładniamy. Zarodki, które rozwijają się prawidłowo są podawane do macicy (tzw. embriotransfer) lub mrożone i bezpiecznie przechowywane. W międzyczasie rozmawiamy z pacjentami, omawiamy i ustalamy postępowanie. Praca embriologa to też, niekiedy żmudne, monitorowanie pracy wszystkich urządzeń, analizowanie wskaźników tzw. KPI (kluczowych wskaźników sukcesu). Jeżeli pod koniec dnia udaje się jeszcze przeczytać aktualną publikację naukową to embriolog może mieć pełną satysfakcję z dnia pracy.

 

Dlaczego zapłodnienie in vitro jest takie drogie? Co składa się na ceny sięgające około 10 tysięcy złotych i więcej?

Ta cena nie bierze się znikąd i wbrew często słyszanym opiniom nie jest „czystym zarobkiem” ośrodków. Musimy pamiętać, że do przeprowadzenia procedury niezbędne są wysokiej klasy pożywki hodowlane (różne do różnych etapów), szalki, igły i cewniki – to już koszt idący w tysiące. Zakup i amortyzacja sprzętu, specjaliści wymagający nieustannych szkoleń to kolejne składowe kosztów zapłodnienia pozaustrojowego, których nie da się uniknąć. Myślę, że w tym momencie, dzięki zdrowej konkurencji na rynku, procedury zapłodnienia w większości ośrodków są realnie i rozsądnie wycenione.

 

 

Co jest we współczesnej embriologii klinicznej celem, który chce się osiągnąć, a co jeszcze jest niemożliwe? Nie do końca zbadane albo brakuje odpowiedniej technologii by móc to wykonywać rutynowo?

W zapłodnieniu pozaustrojowym celem jest zawsze zwiększanie efektywności. Można ją mierzyć i udoskonalać na każdym etapie procedury. Od liczby czy dojrzałości uzyskiwanych komórek, przez efektywność zapłodnienia, rozwoju zarodkowego, a wreszcie uzyskiwania ciąży. Ale namacalnym dowodem sukcesu jest zawsze zdrowo urodzone dziecko. I to 100% – od jednego zarodka do jednego zdrowego dziecka jest i zawsze będzie wyzwaniem. Mamy coraz lepsze zaplecze technologiczne (np. idealnie kontrolowane inkubatory z systemem time-lapse – monitorowania rozwoju zarodków, możliwości analizy genetycznej), coraz lepiej wykształconych embriologów, coraz więcej możliwości leczenia, ale ciągle nie jesteśmy w stanie zagwarantować urodzenia zdrowego dziecka z jednej zapładnianej komórki. W większości sytuacji stoi nam na drodze natura, której nie przewalczymy (genetyka, immunologia), ale ciągle mamy przestrzeń do udoskonalenia.

 

Czy zajmuje się Pani także embriologią od strony typowo naukowej, nie medycznie-aplikacyjnej? Prowadzi Pani jakieś badania?

Niestety nie można mieć wszystkiego. Wybierając ścieżkę zawodową zdecydowałam się na laboratorium medyczne i tutaj zastosowanie mają tylko już sprawdzone i wdrożone techniki. Broniąc doktorat świadomie pożegnałam się z karierą naukową. Oczywiście nie zamyka to drzwi dla realizacji badań klinicznych i szeroko pojętej współpracy naukowej. Ale świadomość, że to praca kliniczna jest podstawą jest według mnie zdrowa i niezbędna.

 

 

Czy poleci Pani jakieś wydarzenia, konferencje, dotyczące biologii rozrodu, embriologii, medycyny reprodukcyjnej, na które warto się udać w Polsce i w innych miejscach w Europie?

Zawsze entuzjastycznie polecam organizowaną cyklicznie w Krakowie konferencję „Niepłodność – droga do macierzyństwa” . To – powiem odważnie – chyba jedyne wydarzenie, na którym każdy znajdzie coś dla siebie. W tym roku zapraszamy 16 listopada. Jedna z sesji przeznaczona jest dla pacjentów, aby umożliwić im kontakt ze specjalistami i odpowiedź na nurtujące ich pytania. Pozostałe sesje – dedykowane dla specjalistów – powinny spełnić oczekiwania zarówno lekarzy ginekologów, specjalistów leczenia niepłodności, jak i  embriologów i naukowców.

 

Co poza obszarem nauki jest dla Pani jako embriolożki interesujące, fascynujące, relaksujące, pozwalające odetchnąć po pracy?

W dobie nadmiaru informacji, sygnałów i możliwości odpowiem bardzo niepoprawnie, że fascynuje i relaksuje mnie cisza. I to ciszy i całkowitego odcięcia szukam po pracy.

 

Wywiad ten mogłem przeprowadzić dzięki wsparciu na portalu Patronite. Jeśli Ci się podoba, zachęcam do odwiedzenia mojego profilu w tym serwisie i dołączenia do moich Patronów. Pięć lub dziesięć złotych nie jest dużą kwotą. Jednak przy wsparciu wielu mogę dzięki niemu poświęcać czas na pisanie artykułów, nagrywanie podkastów oraz utrzymywać i rozwijać stronę.

 

zapłodnienie in vitro

 

Najnowsze wpisy

`

6 komentarzy do “Embriolożka kliniczna Marta Sikora-Polaczek tłumaczy zapłodnienie in vitro

  1. Chciałbym się tez dowiedzieć jak wyglada taka praca od strony etycznej, to znaczy zamrażania zarodków. Czy wszystkie są wykorzystywane w in vitro czy „leżą” w zamrażarce bardzo długo, oraz co się robi z zarodkami które już nie są potrzebne? Pozdrawiam

    1. Odpowiadam jako niemedyk a tylko i aż ojciec córki z in vitro. Nie ma czegoś takiego jak "niepotrzebny zarodek" – jeśli para nie wykorzysta zarodka to może się go zrzec i oddać do "adopcji" innej parze, która np nie może mieć nawet swoich zarodków z różnych powodów. Jest dużo więcej takich par niż "wolnych" zarodków (przynajmniej w Polsce). Obecnie jest limit – w jednej procedurze można zapłodnić max 6 komórek jajowych. Przy czym nie z każdej zapłodnionej komórki jajowej rozwinie się prawidłowy zarodek – część w ogóle nie zacznie się mnożyć, część przestanie się rozwijać. U nas na 6 zapłodnionych komórek udało się stworzyć tylko 2 zarodki. Pierwszy się nie przyjął (czyli w praktyce poronienie po kilkudziesięciu godzinach), z drugiego mamy córkę. 🙂 plemniki, komórki jajowe i zarodki mogą być przechowywane w zamrożeniu przez długie lata bez utraty "jakości". U nas "świeży" zarodek się nie przyjął, za to zamrożony i rozmrożony już tak.

  2. Najważniejsze jest tłumaczenie, rozwiewanie mitów, których narosło sporo. Niektóre mają poważne skutki społeczne. Dlatego cieszy mnie każdy rzetelny komentarz, taki jaki napisał pan COOKIES

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *