Bezpieczeństwo żywnościowe w ciągu kilku miesięcy stało się jednym z głównych tematów publicznej dyskusji. Chociaż przebąkiwano o nim podczas pandemii – i słusznie, bo już w kilku poprzednich latach liczba osób borykających się z niedożywieniem i głodem rosła – to z prawdziwym impetem temat ten uderzył w świat po inwazji Rosji na Ukrainę pod koniec lutego 2022 roku. Ale czym, tak konkretnie, jest bezpieczeństwo żywnościowe? Jak się je zapewnia? I komu?
Znamienny przykład z Chin: bezpieczeństwo żywnościowe i bioróżnorodność
Pod koniec lat 50. XX wieku, gdy Chinami rządził Mao Zedong – krwawy dyktator, który doprowadził do bezsensownej śmierci dziesiątek milionów osób; przyjaciel i sojusznik Józefa Stalina – w jego państwie opracowano specjalny program, mający na celu poprawić sytuację sanitarną. Projekt o nazwie „Wskazówki o zwalczaniu czterech plag i dyskusji nad higieną” został zaakceptowany przez Komitet Centralny Komunistycznej Partii Chin, w tym samego Zedonga. Główne zadania, jakie wyznaczono, dotyczyły tępienia szczurów, much, komarów i… wróbli.
O ile wybijanie pierwszych trzech rodzajów zwierząt faktycznie mogło przynieść korzyści w zakresie zdrowia publicznego, tak walka z wróblami okazała się katastrofalna w skutkach. Najpierw jednak obrazowo opiszę, jak ona wyglądała. Akcje masowego zabijania wróbli polegały na płoszeniu ich przez niebotyczne masy ludzi. Ptaki, wciąż straszone hałasem, nie mogły przysiąść i odpocząć. W efekcie po kilkunastu minutach ciągłego lotu umierały z wycieńczenia bądź przegrzania. Dodatkowo miliony Chińczyków strzelały do nich, czy niszczyły ich gniazda. Tymczasem Ambasada Polski w Chinach odmówiła chińskim aktywistom wejścia na swój teren podczas takich działań. Ci postanowili więc bębnić pod jej murami przez bite dwa dni, po których wróble truchło niosło się w każdym zakątku polskiej placówki dyplomatycznej.
Śmierć milionów wróbli przyniosła konsekwencje nieprzewidziane przez Mao Zedonga i Komunistyczną Partię Chin. Gdy zwierząt tych zabrakło, okazało się, że nie ma komu zabijać szkodliwych dla upraw insektów. W tym szarańczy. Następstwem była więc gigantyczna plaga tych szkodników. Chińczycy, chcąc uchronić pola przed wyjadaniem z nich ziaren przez wróble, doprowadzili zamiast tego do śmierci głodowej blisko 30 milionów swoich obywateli z powodu braku pożywienia. Była to największa w nowoczesnej historii katastrofa głodu, która miała jeszcze inne przyczyny. W końcu władze Chin zrezygnowały z zabijania wróbli i sprowadziły setki tysięcy nowych ze Związku Radzieckiego. Przykład ten pokazuje, że nieprzemyślane naruszenie struktur bioróżnorodności na masową skalę może być nie mniej groźne niż globalna wojna.
Doświadczenie z czasów wojny
Produkcja żywności pełni rolę nie tylko podstawową, czyli zaspokajania głodu ludzi i zwierząt, jak również dostarczenia kalorii, czy witamin i minerałów. Ma też niezwykle istotne znaczenie strategiczne. W zglobalizowanym świecie wydawało się, że jest to funkcja przestarzała. Jednak w 2020 roku wydarzyła się pandemia i łańcuchy dostaw różnych surowców, półproduktów i produktów zostały przerwane. Niejednokrotnie samo pozyskiwanie, wydobycie czy produkcja musiały być ograniczone. Czasem przez brak potrzebnych rzeczy, to znów z powodu kwarantanny pracowników.
Podczas zarazy problem ten dotyczył szczególnie produkcji przemysłowej, w tym farmaceutycznej, motoryzacyjnej czy komputerowej. W kontekście żywnościowym wybuchł natomiast z powodu wojny Rosji z Ukrainą w 2022 roku. Choć o blokadach importu żywności wszyscy uczyli się w szkołach na lekcjach historii – na przykład o czasach wojen napoleońskich, Wielkiej Wojny czy Drugiej wojny światowej – to niewielu doświadczyło ich i pamięta tego rodzaju wydarzenia.
Wśród tych nielicznych są na przykład Holendrzy, którzy w okresie holenderskiej Zimy Głodu – trwającej od października 1944 roku do maja 1945 – byli dziećmi. Gdy Alianci zdobyli część Holandii, ale nie udało im się odbić z rąk nazistów jej północnych rejonów – w tym Amsterdamu czy Rotterdamu – zostały one odizolowane. Produkcja rolna była tam nieduża, import nie wchodził w grę i bywało, że łatwiej można było dostać cebulki tulipanów niż cebulę jadalną. Niewielkie uprawy i niemożność sprowadzenia jedzenia z innego państwa doprowadziły do tego, że tysiące osób umarły z głodu. I to pomimo, że od lutego 1945 roku szwedzki Czerwony Krzyż komunikacją morską transportował tamtejszym mieszkańcom mąkę. Dopiero majowe wyzwolenie Holandii, po kapitulacji hitlerowskich Niemiec, umożliwiło dostarczenie pożywienia Holendrom.
Czym w praktyce jest bezpieczeństwo żywnościowe
Na przykładzie Holandii widzimy, jak duże znaczenie ma bezpieczeństwo żywnościowe od strony zabezpieczenia podstawowych potrzeb mieszkańców. Wagę samowystarczalności, niegdyś niemal zawsze i wszędzie koniecznej, a przez ostatnie kilka dekad odsuniętej na bok z powodu globalizacji, przywróciła nam w Europie pandemia i wojna na skalę, jakiej Europejczycy od dziesięcioleci nie widzieli ani nie odczuli. Politycy i ich doradcy na nowo zaczęli priorytetowo zadawać sobie pytanie: co zrobimy w sytuacji kryzysowej? Nie tylko zresztą w kwestii żywności, farmaceutyków czy szeroko rozumianych komputerów, ale i energetyki, obronności, cyberprzestrzeni. Naiwne głosy, że twarde, „namacalne” aspekty funkcjonowania państwa można zaniedbać albo oddać w ręce prywatnych korporacji gasną dziś w atmosferze kompromitacji.
Na bezpieczeństwo żywnościowe składa się zasadniczo kilka ogniw całego sektora spożywczego. Pierwszym jest oczywiście uprawa i chów, ze wszystkimi ich asekuracjami, takimi jak nasiona, maszyny rolnicze, nawozy, środki ochrony roślin, pasza dla zwierząt. Bez wszystkich tych czynników wydajność rolnictwa spadłaby na tyle, że wykarmienie żyjących dziś ludzi byłoby niemożliwe. Najlepszym tego dowodem są plony z rolnictwa ekologicznego: nieduże, słabe, zmarniałe. Badania wykazały, że z powodu kiepskiej wydajności ekorolnictwo dla uzyskania takich samych plonów, jak rolnictwo konwencjonalne, potrzebuje znacznie więcej powierzchni. To zaś wiąże się z zabieraniem obszarów naturze.
Z perspektywy bezpieczeństwa żywnościowego rolnictwo ekologiczne jest bardzo niekorzystne. Ale nie tylko dlatego. Tego rodzaju uprawy, przez ograniczenia co do stosowania fungicydów, częściej są porażone grzybami, a zatem mogą być niebezpieczne dla zdrowia konsumentów ze względu na produkowane przez pleśnie mikotoksyny.
Dystrybucja, przetwórstwo i magazynowanie
Oprócz upraw i bezpieczeństwa toksykologicznego czy sanitarnego produktów przeznaczonych do spożycia na bezpieczeństwo żywnościowe składa się także dystrybucja. Gdy coś jest uprawiane bądź produkowane w geograficznie bliskim położeniu, nie powinno być z nią problemów. Warunek ten nie jest jednak spełniony np. w przypadku importu z Chin – są daleko, a stosunki dyplomatyczne między nimi i państwami Unii Europejskiej są coraz gorsze. Dlatego osoby decyzyjne w firmach spożywczych, a także politycy, urzędnicy i pracownicy instytucji regulujących rynek powinny jak najwięcej farm i fabryk przetwórstwa (kolejnego ogniwa) przenosić do krajów unijnych. Tak, aby „w razie czego” mieć produkty podstawowej potrzeby u siebie. Braki respiratorów, maseczek medycznych czy leków w 2020 roku dobitnie to pokazały, a tyczy się to także żywności. Polskie jabłka lub włoski ryż to znacznie lepsza opcja od chińskiej.
Warto dostrzec, że rezygnacja z części importu plonów i produktów przetwórstwa żywnościowego z odległych części świata na rzecz rolników, producentów i dystrybutorów europejskich niesie korzyści nie tylko w kontekście bezpieczeństwa żywnościowego, lecz także w odniesieniu do ekonomii, rynku pracy, rozwoju wsi i regionów na naszym kontynencie. Wzorzec, zgodnie z którym w ostatnich kilku dekadach przenoszono produkcję (lub zlecano ją) do miejsc, gdzie nie obowiązują prawa pracownicze, a pracownicy (w tym dzieci) są traktowani niemalże niewolniczo – wszystko to dla obniżenia kosztów – powinien zostać zastąpiony patrzeniem na wszystkie aspekty działalności, a nie tylko na ten finansowy, skłaniający do cięcia wydatków na europejskich pracowników, europejskie normy bezpieczeństwa i europejską infrastrukturę.
Bezpieczeństwo żywnościowe i realne zagrożenia
Wiemy, że wojna i pandemia mogą w sposób dramatyczny zagrozić bezpieczeństwu żywnościowemu. Mniejszej skali problemy wynikają z katastrof naturalnych, przez które rolnicy zbierają gorsze plony. (O wpływie globalnego ocieplenia na rolnictwo napisałem odrębny artykuł, dostępny tutaj). Kataklizmy – również wywołane działalnością człowieka – mogą doprowadzić do zanieczyszczenia upraw albo wody i także przyhamować produkcję. Niezastosowanie pestycydów czy nawozów będzie zaś predysponowało rośliny uprawne do wydawania mniejszych, marnych i podatnych na infekcje grzybiczne plonów. Jednak nieważne, jak wspaniałe i odporne by one nie były, zły transport i przechowywanie i tak poskutkują zepsuciem się części płodów rolnych.
Radzenie sobie z zagrożeniami dla bezpieczeństwa żywnościowego obejmuje działania prewencyjne oraz reagowanie po fakcie. W tych pierwszych chodzi nie tylko o stosowanie odpowiednich nawozów i pestycydów, środków transportu i miejsc przechowywania, norm przetwórstwa produkcyjnego i ostatecznie handlu. Wszystko to może działać, o ile odpowiednie instytucje tym zawiadują, wydają rekomendacje, nakazy i zakazy. Gdyby nie było np. zakazu opryskiwania upraw powyżej uzgodnionych dawek, niektórzy rolnicy stosowaliby stężenia środków ochrony roślin niebezpieczne dla ludzi czy owadów, a pewni hodowcy podawaliby zwierzętom środki wzrostu, którym eksperci od żywienia lub dobrostanu inwentarza mówią „nie”.
Demonizowana w popkulturze praca urzędników i regulatorów ma tak naprawdę bardzo pozytywny wpływ na jakość poszczególnych sektorów gospodarki, a w ostateczności na bezpieczeństwo. Prof. Jared Diamond w książce „Strzelby, zarazki, stal” tłumaczył, jak istotne dla rozwoju cywilizacji są instytucje publiczne. Ja, dla zobrazowania ich znaczenia, lubię stosować następującą metaforę biologiczną: do prawidłowego działania organizmu potrzebne są nie tylko mięśnie i kości, układ krwionośny, jelita i wątroba, nerki i pęcherz czy tkanka tłuszczowa itd., ale również to, co ciałem zawiaduje, a więc system hormonalny i nerwowy, a w przypadku wyżej rozwiniętych ewolucyjnie zwierząt – w tym przede wszystkim ludzi – także skomplikowana psychika. Role tych ostatnich na poziomie społecznym pełnią właśnie instytucje. Na przykład Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności (UE), Organizacja ds. Wyżywienia i Rolnictwa (ONZ), jak również państwowe inspektoraty sanitarne, weterynaryjne i handlowe.
Oczywistość na Sri Lance
W ostatnich miesiącach media donosiły o gigantycznym kryzysie na Sri Lance (Cejlonie) – wyspiarskim państwie, które ogłosiło w tym roku bankructwo. Niepokoje społeczne przerodziły się w anarchię, chaos uliczny i ogromne protesty. Źródła tych problemów są skomplikowane i dotyczą rozmaitych aspektów gospodarczych, politycznych, międzynarodowych czy strukturalnych. Jednak jednym z nich był wątek żywnościowy. Otóż władze tego kraju chciały zamienić swoje rolnictwo na „ekologiczne”. W tym celu znacząco ograniczono rolnikom dostęp do nawozów – czegoś, co można nazwać „pożywieniem” dla roślin – i środków ochrony roślin, które, analogicznie do produktów dla ludzi i zwierząt, można uznać za leki dla roślin.
„Zakaz importu [nawozów i pestycydów] wprowadzony w zeszłym roku miał zapewnić Sri Lance bezpieczeństwo żywnościowe w okresie pandemii. Tymczasem brak chemikaliów sprowadzanych zza granicy spotęgował kryzys gospodarczy wyspy, a niedobory żywności zmuszały sklepy do racjonowania cukru, soczewicy i innych niezbędnych produktów” – informuje „Obserwator Gospodarczy”. „Na Sri Lance odcięcie od nawozów sztucznych zakończyło się katastrofą” – brzmi tytuł z portalu „Ceny Rolnicze”. Strona „Farmer.pl” pisze z kolei: „W Sri Lance miało być ekologicznie. Jest ogłoszone bankructwo”.
„Sri Lanka to jeden z pierwszych krajów, który zakazał stosowania pestycydów i zdecydował się na produkcję w pełni ekologiczną. Teraz, w obliczu braku żywności oraz załamania się sprzedaży herbaty, będącej głównym produktem eksportowym, a także zaprzestania użytkowania gruntów, które stały się odłogami, rząd Sri Lanki musiał zmierzyć się z rzeczywistością i pilnie znieść wprowadzone zakazy” – zauważa prof. Sylvie Brunel z Sorbony, która w swoim artykule przestrzega przed ekopopulizmem. W tym przypadku chodzi o ekoaktywizm, polegający na straszeniu pestycydami i nawozami, przy jednoczesnym ignorowaniu faktu, że bez nich plony mogą być o kilkadziesiąt procent niższe, produkowana z nich żywność toksyczna, a bezpieczeństwo żywnościowe – zagrożone.
Ślepe uliczki
Na przestrzeni zaledwie ostatnich kilku lat podwoiła się (w skali świata) liczba ludzi cierpiących na niedożywienie. Szacunki ONZ mówią o trzech miliardach niedożywionych, zaś dane Światowego Banku Żywności o pięćdziesięciu milionach osób doświadczających skrajnego głodu. Bezpieczeństwo żywnościowe, które zorganizowała sobie Unia Europejska czy USA i Kanada, w wyniku pandemii i wojny rosyjsko-ukraińskiej może zostać nadwątlone, ale w znacznie gorszej sytuacji są niektóre państwa Azji Południowo-Wschodniej czy Północnej Afryki.
Akcja zabijania wróbli pod rządami Mao Zedonga, Wielki Głód w Holandii pod okupacją nazistowską, czy upadek rolnictwa na Sri Lance po zakazie importu nawozów i pestycydów wskazują nam, które propozycje rozwiązania problemów żywnościowych, w drastycznie pogarszającej się przez wojnę i pandemię sytuacji, są ślepymi uliczkami, do których nie warto ponownie zaglądać.
Artykuł napisałem w ramach współpracy z Polskim Stowarzyszeniem Ochrony Roślin (PSOR).
sejmowe wystąpienie ówczesnego ministra rolnictwa M. Sawickiego z 2011r. „Powiem wam szczerze, że też mam wielki problem z weterynarią. To jest takie udręczenie i dla rolników, i dla przetwórców. Czasami mi się wydaje, że jakby tej inspekcji nie było, to życie byłoby o wiele lżejsze.” (Komisja Rolnictwa i Rozwoju Wsi z 8 grudnia 2011).
Nie wiedziałem. Faktycznie bardzo niekompetentna wypowiedź. Inspektoraty weterynaryjne mają duże znaczenie. I, co smutne, są niedofinansowane.
Rozumiem iż przemilczenia na temat zagro0żęń płynących z monopolizacji pewnych upraw przez międzynarodowe korporacje dokonywane za pomocą patentów na materiał siewny i dedykowane środki ochrony roślin, są celowe. Tylko nie wiem czy zrobiłeś to ze wstydu wobec swoich wcześniejszych wypowiedzi na temat GMO i „nieszkodliwości” neonikotynoidów, czy też z jakiś innych racji?