Dziś publikuję artykuł prof. Anny Krylov – wybitnej chemiczki i odkrywczyni o międzynarodowej renomie, pochodzącej z Ukrainy, a od lat żyjącej i pracującej w USA, obecnie jako profesor na Uniwersytecie Południowej Kalifornii (ang. University of Southern California) i prezes Q-Chem, a także jako członkini Europejskiej Akademii Nauk (Academia Europea).

 

Anna Krylov oprócz chemii zajmuje się także propagowaniem STEM (nauki ścisłe, technologia, inżynieria, matematyka) wśród kobiet, oraz wolności wypowiedzi. Jako naukowiec doświadczyła zarówno represji i cenzury ze strony komunistycznej Rosji, jak i współczesnych wyznawców ideologii woke (skrajnie lewicowych postmodernistów, stosujących techniki nękania, cancel culture, plemienne myślenie, uprawiających kult ofiar, rozszczepieniowo patrzących na świat i chcących urządzić go w nurcie „nowoczesnego” zamordyzmu), którzy w ostatniej dekadzie zdominowali zachodnie (w tym i polskie) uniwersytety. Badaczka postanowiła opisać swoje doświadczenia i spostrzeżenia. Tekst po angielsku ukazał się w Heterodox STEM (tutaj), a poniżej przedstawiam oryginalne polskie tłumaczenie, publikowane za zgodą autorki. Tłumaczenie: Jo Jurczyszyn – tłumaczka i absolwentka teologii na Uniwersytecie Oksfordzkim. Redakcja i korekta: Łukasz Sakowski.

 

Blog „To Tylko Teoria” istnieje dzięki wsparciu moich Patronów i Patronek. Jeżeli chcesz dołączyć do ich grona, możesz to zrobić na moim profilu w serwisie Patronite, wpłacając co miesiąc 5, 10 czy 25 zł na rzecz „To Tylko Teorii”. Pozwala to na istnienie i rozwój bloga, jego rzetelność i niezależność.

 

ideologizacja i upolitycznienie nauki
Grafikę nagłówkową wykonałem z mieszanki różnych sowieckich dzieł sztuki (zdjęcia za Soviet Artefacts/Unsplash z późn. zm.) oraz map i flag państw zachodnich.

 

Anna Krylov:

Moje codzienne doświadczenia, jako profesorki chemii na amerykańskim uniwersytecie w 2021 roku, przywołują wspomnienia z czasów szkolnych i uniwersyteckich w ZSRR. Nie są to dobre wspomnienia, lecz bardziej orwellowskie koszmary. Porównam moje przeszłe i obecne przeżycia, aby zilustrować następujące analogie pomiędzy akademią ZSRR i dzisiejszymi USA: (a) atmosfera lęku i autocenzury; (b) wszechobecna ideologia (skupię się na przykładach z nauk ścisłych); (c) brak tolerancji wobec odmiennych opinii (tzn. tłumienie idei i ludzi, cenzura i nowomowa); (d) wykorzystywanie inżynierii społecznej do rozwiązywania prawdziwych i wymyślonych problemów.

 

Propaganda ZSRR
Znaczek pocztowy, celebrujący 70-tą rocznicę sowieckiej gazety „Prawda”. Rozpowszechniała ona kłamstwa i polityczną propagandę Partii Komunistycznej. Za: Wikimedia Commons.

 

Na początek

Rozpocznę rosyjskim kawałem z mojego dzieciństwa. Dzieciak przychodzi do domu ze szkoły i mówi: Tatusiu, dzisiaj mieliśmy lekcję wiedzy o społeczeństwie i nauczyciel opowiedział nam o Konstytucji.

Tata: Acha.

Dzieciak: Opowiedział nam, że w ZSRR mamy Konstytucję, tak jak w Ameryce.

Tata: Acha.

Dzieciak: I że nasza Konstytucja gwarantuje wolność słowa, tak jak w Ameryce.

Tata: Tak, ale różnica jest taka, że amerykańska Konstytucja gwarantuje wolność również po wypowiedzeniu słów.

 

Dziś chyba już nie bardzo.

 

Mam nadzieję, że przeczytaliście książki Orwella „Rok 1984” i „Folwark zwierzęcy”. Jeżeli było to dawno temu, powinniście je znowu przeczytać. Możecie odkryć, że są bardziej istotne dzisiaj, niż 20 lat temu. Bohaterowie Orwella żyją w dystopijnej rzeczywistości, w której ideologiczna kontrola nad jednostką została doprowadzona do granic możliwości. W ZSRR żyliśmy w takiej dystopii. Kiedy czytałam książki Orwella w późnych latach 80-tych, byłam wstrząśnięta. Jak on mógł wiedzieć, jak to jest żyć w naszym kraju, najszczęśliwszym i najbardziej progresywnym na tej planecie?

 

Kiedy opuściłam ZSRR w 1991 roku, krótko po upadku Muru Berlińskiego, myślałam, że opresje totalitarnych reżimów są sprawą przeszłości; historią, którą opowiadasz swoim wnukom, a oni ci mówią: „A daj spokój babciu, wymyślasz”. Myślałam, że już nigdy nie doświadczę atmosfery ideologicznej kontroli, wszechogarniającej ideologii, patrolowania mowy i myśli, tłumienia opozycji, wymuszonej mowy, lęku i autocenzury. Jednak bycie profesorką chemii na amerykańskim uniwersytecie w 2021 roku sprawia, iż powracają wspomnienia z czasów z mojej szkoły i z uniwersytetu w ZSRR. Nie dobre, słodkie wspomnienia, ale raczej orwellowskie koszmary.

 

Nie wszyscy widzą paralele. Nie jest to zaskakujące. Jak ktoś, kto dorósł w liberalnej demokracji, może rozpoznać taktykę i narzędzia wykorzystywane przez totalitarne reżimy? Trzeba być geniuszem, którym był np. Orwell, by bez takich doświadczeń móc się w dzisiejszej sytuacji zorientować. Dlatego właśnie napisałam mój esej „Zagrożenia ze strony upolityczniania nauki” [1] [artykuł ten ukazał się również po polsku, tutaj – przyp. red.]. Chciałam przekazać mojej społeczności komunikat na ten temat i cieszę się, że tu jestem i mogę rozmawiać o tych paralelach. Zorganizowałam moje spostrzeżenia wokół czterech motywów: (a) atmosfery lęku i autocenzury; (b) wszechobecnej ideologii (z przykładami z pola nauk ścisłych); (c) braku tolerancji wobec odmiennych opinii (tłumienie idei i ludzi, cenzura, nowomowa); (d) wykorzystywania społecznej inżynierii do rozwiązywania realnych i wymyślonych problemów.

 

Atmosfera lęku i autocenzury

Zacznijmy od wszechobecnego lęku przed zabieraniem głosu. Najpierw jednak kilka definicji. Autocenzura to odmowa tworzenia, rozpowszechniania, rozprowadzania lub wyrażania czegoś z obawy, że zostanie się ukaranym. Autocenzura nie jest rozwagą. Jeżeli decyduję się nie rozmawiać o moich poglądach religijnych w czasie kolacji, aby nie zdenerwować mojej teściowej, to jest rozwagą. Ale jeżeli decyduję się nie powiedzieć na posiedzeniu wydziału, że branie pod uwagę tylko kandydatów ze względu na ich różnorodność [np. czarny kolor skóry lub identyfikowanie się jako kobieta – przyp. red.] jest dyskryminacją, ponieważ boję się ostracyzmu lub czegoś gorszego – to jest autocenzura.

 

Inną kwestią jest jeszcze wymuszona mowa, czyli sytuacja, kiedy ludzie wyrażają opinie, których nie podzielają, ze strachu przed karą za bycie szczerym. I znowu, jest różnica pomiędzy niewinnym kłamstwem powiedzianym, by komuś się przypodobać, a powiedzeniem czegoś, w co nie wierzysz, by uniknąć reperkusji. Powiedzenie „wyglądasz zupełnie jak 30 lat temu” swojej dziewczynie ze szkoły średniej nie jest wymuszoną mową. Wymuszona mowa jest czymś, co pojawia się, gdy Twoja instytucja przyrzeka walczyć z systemowym rasizmem, a ty boisz się zapytać: „Czy jest jakikolwiek dowód na systemowy rasizm na naszym uniwersytecie?”. Zamiast tego wstajesz na posiedzeniu wydziału i zarzekasz się, że przyłożysz się w pełni do demontażu systemowego rasizmu. Autocenzura jest reakcją na despotyczne środowisko, jest symptomem lęku. Jest wskaźnikiem kultury unieważniania [nazywanej też kulturą anulowania lub kulturą kancelowania, ang. cancel culture).

 

Jak często angażujemy się w autocenzurę? Zobaczmy statystyki. Sondaże, które badają, jak często Amerykanie autocenzurują swoją mowę, były przeprowadzane od wczesnych lat 50-tych [2],[3]. W 1953 13% Amerykanów autoocenzurowało się. Dla jasności, był to okres makkartyzmu [polowania na „zdrajców” USA, w ramach którego stosowano bardzo ostre metody, jak na kraj demokratyczny – przyp. red.]. W 2019 40% Amerykanów autoocenzurowało się. Jeżeli chodzi o populację samych studentów ta liczba wynosi aż 60%. Wyniki ankiety z MIT (Massachusetts Institute of Technology) [4] w listopadzie 2021 były nawet bardziej niepokojące. 60% odpowiedziało w niej „tak” na pytanie „Czy codziennie czujesz, że twój głos lub głos twoich współpracowników jest ograniczany na MIT?”, a 83% odpowiedziało „Tak” na pytanie „Czy jesteś zaniepokojony, biorąc pod uwagę obecną atmosferę społeczną, że twój głos i głos twoich współpracowników jest zagrożony?”.

 

Odpowiedzi na mój artykuł [1] pokazały, jak absolutny jest lęk w naszej społeczności [5]. Otrzymałam ponad 400 maili. 25% z nich komentowało, jak odważna jestem, że to napisałam. Wielu wyraziło obawy o moją przyszłość. Stary przyjaciel przypomniał mi: „Niestety <<1984>> nie kończy się dobrze”. 25% przyznało, że często boją się zabierać głos i biorą udział w wymuszonej mowie. Pozwólcie teraz, że przeczytam dwa cytaty z e-maili, które otrzymałam, by zilustrować tę kwestię. Jeden korespondent napisał:

 

Sytuacja w STEM jest bezsprzecznie orwellowska. Często boję się wyrazić <<zły>> punkt widzenia, co w rezultacie powoduje autocenzurę. Co gorsze, momentami czuję się zmuszony, by wyrazić zdanie, że solidaryzuję się z <<właściwym>> punktem widzenia.

 

Inny czytelnik napisał:

 

Natknąłem się na Pani punkt widzenia… kiedy przeglądałem Twittera w weekend. Co nie jest zaskoczeniem, twitterowy tłum… zebrał się, żądając usunięcia tego eseju [wycofania publikacji z czasopisma z przyczyn ideologicznych; jest to zjawisko coraz częściej występujące w czasopismach naukowych wobec hipotez, teorii i wyników badań, które są niezgodne z ideologią/religią woke – przyp. red.]. Jestem oburzony tym zachowaniem, żeby nie powiedzieć, że gorzej. Myślę, że tego typu idee powinny być rygorystycznie i w pełni dyskutowane oraz debatowane, zamiast natychmiastowego uciszania ich tylko dlatego, że tłum uważa je za szkodliwe dla tak zwanych <<marginalizowanych>> ludzi. Jestem gejem, osobą ciemnoskórą, podobno należącą do tej samej grupy, którą chcą chronić. A jednak nie sądzę, żebym był przez nich chroniony. I często z tego powodu siedzę cicho na mediach społecznościowych, obawiając się, że moja przyszła kariera jest zagrożona.

 

Ten lęk jest obecny na wszystkich stadiach kariery, od doktoranta do emerytowanego członka wydziału. Nie byłam zdziwiona słysząc o podobnych obserwacjach od Michaela Powella, reportera „New York Timesa” w jego wywiadzie z Yashem Mounk z „Persuasion” [6]. Powell skomentował, że często jego rozmowy z mianowanymi członkami wydziału kończą się zdaniem: „Ale oczywiście nie powiedziałbym tego publicznie” [w Polsce, rozmawiając z naukowcami, analitykami thinktanków oraz dziennikarzami mainstreamowych mediów, regularnie słyszę dokładnie to samo – przyp. red.].

 

Ten lęk nie jest bezpodstawny. Wiemy z historii Doriana Abbota, który odmówił autocenzury, co dzieje się z tymi, którzy wyrażają odmienne opinie [7]. COVID-19 nie jest jedyną pandemią, której doświadczamy. Istnieje bowiem również epidemia autocenzury. I w oparciu o odzew zza granicy na mój punkt widzenia mogę powiedzieć, że może jest to nawet pandemia. Pokazuje to, że kultura kancelowania/anulowania, czyli cancel culture, jest bardzo prawdziwa. Jest to jasny wskaźnik, jak mało liberalne [w rozumieniu klasycznym, nie neoliberalnym – przyp. red.] stało się nasze społeczeństwo.

 

Wszechobecna ideologia

W ZSRR wszystko i wszystkich analizowano pod kątem ideologii marksistowstwo-leninowskiej. Wszystko było krytycznie analizowane z perspektywy walki klasowej, walki pomiędzy ciemiężcami i ciemiężonymi. Dosłownie, rozumiem pod tym wszystko: od fryzury i mody, poprzez powieści i filozofię. Raz dostałam uwagę za „rozwijanie imperialistycznej agendy”, ponieważ pojawiłam się w dżinsach na nieformalnym spotkaniu szkolnym. Na lekcjach literatury analizowaliśmy portrety uciśnionych ludzi w książkach Lwa Tołstoja i obraz walki klasowej w romantycznych wierszach Puszkina, jak również oznaki korupcji i dekadenckiego upadku Zachodu w książkach Hemingwaya.

 

Literatura nauka sowieci
Plakat, sowiecka Łotwa, 1945. Tłumaczenie: „Siłą literatury sowieckiej jest to, że jej jedynym celem jest służenie interesom ludzi i Państwa”. Za: Wikimedia Commons, collection Kalnroze.

 

Ideologiczna kontrola nie oszczędziła też nauki. Każda instytucja miała biuro, które zajmowało się egzekwowaniem tej kontroli i zapewnianiem, żeby nauka i naukowcy ściśle przestrzegali ideologii marksistowsko-leninowskiej. Teorie naukowe i idee były badane przez Partię pod kątem dostosowania do filozofii marksistowsko-leninowskiej i sprawdzane, czy forsowały interesy proletariatu. Czy należały do pełnowartościowej, sowieckiej nauki, czy też ulegały zgniłym wpływom z Zachodu.

 

Czasem całe dyscypliny naukowe były określane jako „burżujska pseudonauka”, a badanie ich było zabronione latami. Przykładem były cybernetyka i genetyka. Czasem Partia wyszczególniała specyficzne teorie, takie jak np. teoria rezonansu w chemii, i dokonywała czystki. Prowadziło to do trwałego uszczerbku i miało bezpośredni wpływ na ekonomię.

 

Najsłynniejszym przykładem jest łysenkizm [8],[9]. Trofim Łysenko był agronomem. Nienawidził pomysłów z Zachodu i, prawdę mówiąc, nie był zbyt dobrze wykształcony. Odrzucił genetykę Grzegorza Mendla, ponieważ nie zgadzała się z marksistowską ideologią. Nie wierzył w geny. Odrzucił ideę eksperymentalnych grup kontrolnych. Brzydził się „burżujskimi” naukowcami z Zachodu. Wyszydzał i odrzucał metodę naukową jako zachodnią i potępił jako narzędzie imperialistycznych ciemiężców. Słynnym jest jego powiedzenie: „W biologii nie ma miejsca na matematykę”.

 

Trofim Łysenko pseudonauka
Trofim Łysenko, przemawiający na Kremlu przed Dowództwem Partii Komunistycznej (1935). Naukowcy popełniają błędy, formułują nietrafne teorie i błędne hipotezy cały czas, ale co czyni naukę silną i wiarygodną, to jej zdolność do oddzielenia ziarna od plew. W ZSRR ideologia kontrolowała naukę, co zakłócało zdolność autokorekty i doprowadziło do katastrofy łysenkizmu. Za: Wikimedia Commons.

Łysenko promował marksistowską ideę, że wystawiając uprawy (lub ludzi) na odpowiednie bodźce, można je ukształtować w cokolwiek się chce. Można, na przykład, nauczyć pomarańcze, by rosły na Syberii. Była to, oczywiście, totalna pseudonauka, co wielu dostrzegało nawet wówczas. Mimo tego Łysenko wzniósł się do pozycji władzy, ponieważ jego fikcyjna nauka była popierana przez rząd. Jego oponentów zwolniono z pracy i wsadzono do więzienia. Wielu, włączając w to słynnego genetyka Wawiłowa, sczezło w gułagu. Łysenko był u władzy przez ponad 30 lat, w tym 12 lat po śmierci Stalina [9].

 

Dlaczego Partia miała dla niego tak duże poparcie? Po pierwsze, podobało im się przesłanie. Łysenko obiecał im rolniczy cud. Po drugie, podobała im się jego niechęć do Zachodu. Po trzecie, podobało im się jego pochodzenie. Łysenko był żywą reklamą „naukowca ludu”, ponieważ pochodził z rodziny biednych chłopów. Prasa czule nazywała go „bosym naukowcem”. Nie nauczył się czytać aż do wieku 14 lat. Dla porównania, jego główny oponent, Wawiłow – wspaniały biolog – był podejrzany ze względu na swoją klasę społeczną („inteligencja”). Była to oficjalna polityka Partii: szybkie promowanie członków proletariatu do pozycji dowództwa w rolnictwie, nauce i przemyśle.

 

Fikcyjna nauka Łysenki została wykorzystana do wprowadzenia nowych rolniczych praktyk na dużą skalę. W rezultacie plony się drastycznie zmniejszyły i miliony ludzi zmarło z głodu. Konsekwencje nie ograniczały się tylko do ZSRR. Teorie Łysenki zostały zaadoptowane przez Mao Zedonga w Chinach, gdzie przyczyniły się do Wielkiego Głodu w Chinach (1959 do 1962), w trakcie którego zginęły dziesiątki milionów ludzi.

 

studenci w ZSRR
Studenci z Państwowego Uniwersytetu Moskiewskiego na przymusowym patrolu rolniczym (około 1987 roku), pomagający komunalnym rolnikom przy zbiorze ziemniaków. Niedobory jedzenia i towarów konsumpcyjnych były częścią codziennego życia pod rządami socjalistycznymi. Zdjęcia z prywatnego archiwum autorki.

 

Powróćmy do 2021 roku. Tak, jak w ZSRR wszystko było analizowane przez pryzmat marksistowskiej teorii walki klasowej, tak nam teraz się mówi, że powinniśmy wszystko widzieć poprzez pryzmat Krytycznej Sprawiedliwości Społecznej. Słyszymy o <<systemowym rasizmie>> i <<seksizmie>> czającymi się wszędzie. A „Wojownicy Sprawiedliwości Społecznej” (SJW) odważnie je zwalczają! Kilka przykładów:

– francuskie jedzenie zostaje uznane z założenia za rasistowskie [10];

– książki dla dzieci są cenzurowane/blokowane, ponieważ niektóre ilustracje czy zdania są deklarowane jako rasistowskie [11];

– profesor pakuje się w kłopoty za pokazanie klasycznego filmu „Otello”, z 1967 roku, na lekcji literatury angielskiej [12];

– Inny profesor ma problemy za użycie chińskiego słowa w klasie, które po angielsku brzmi jak rasistowskie wyzwisko (to wydarzyło się właśnie na mojej uczelni) [13];

– przedmioty nieożywione są uznawane za rasistowskie i w związku z tym cenzurowane/blokowane/anulowane/usuwane. Nasi aktywiści SJW mogą przenosić góry – prawie dosłownie; np. Uniwersytet Wisconsin usunął 42-tonową skałę, ponieważ raz, prawie 100 lat temu, lokalna gazeta odniosła się do niej rasistowską nazwą [14].

 

O wiele bardziej złowieszcze manifestacje SJW podkopują badania naukowe i edukację, w szczególności nauki biologiczne i medycynę [15]. Tak jak w sowieckiej Rosji, nowa ideologia całe dyscypliny ogłasza rasistowskimi, w tym matematykę [16],[17]. Istnieją propozycje, niektóre już wprowadzone w życie w Oregonie i Kalifornii, by „zdemontować białą supremację” w klasie matematycznej. Jak biała supremacja manifestuje się w klasie? Poprzez „punkt skupienia na osiągnięciu <<odpowiedniej>> odpowiedzi” i oczekiwaniu, że uczniowie „pokażą swoją pracę”. Sprawdźcie hasło „sprawiedliwe nauczanie matematyki” [ang. equitable math instruction], by zobaczyć co to jest. Te programy są wspierane przez poważne instytucje, takie jak Lawrence Berkeley National Laboratory i Fundacja Billa i Melindy Gatesów.

 

W Kalifornii pojawiły się propozycje, aby pozbyć się programów zaawansowanej matematyki ze szkół. Dlaczego? Ponieważ są rasistowskie. Dlaczego są rasistowskie? Ponieważ ich demografia nie pokrywa się z demografią stanową. Jak możemy sprawić, aby nauka matematyki była sprawiedliwa? Zamiast polepszyć standardy nauki dla wszystkich, działacze woke wolą drogę, którą wybrały reżimy socjalistyczne: i te prawdziwe [18] i literackie-dystopijne [19]: ściągając wszystkich do najniższego wspólnego mianownika.

 

ideologia woke w wydaniu ZSRR
Baletnice, którym utrudniono poruszanie się w imię sprawiedliwości, z filmu „2081”: adaptacji opowiadania „Harrison Bergeron”. [Jest to krótkie opowiadanie Kurta Vonneguta o dystopijnej przyszłości, w której nikt nie może wybijać się ponad przeciętną, w związku z czym talent, inteligencja, uroda czy sprawność fizyczna są temperowane poprzez utrudnianie funkcjonowania jednostce: silni ludzie noszą ciężary by ich osłabiały, osoby inteligentne są zmuszone do noszenia aparatów w uszach, które emitują głośne dźwięki uniemożliwiające im koncentrację, piękni ludzie muszą nosić maski… – przypis tłumaczki].

Z tych samych powodów testy sprawności są wycofywane, standardy oceniania obniżane [20], standardowe testy eliminowane [21], i tak dalej. Są wszędzie. Mogę wymienić wiele przykładów z poważnych uniwersytetów: Brown, Yale, UCLA, University of Michigan, jak również z Europy i spoza niej [1]. [W Polsce tego typu problem obniżania standardów nauczania ma nieco inny charakter; np. naciski pedagogicznych aktywistów woke, że ocenianie uczniów jest „krzywdzące” i „nieinkluzywne”, bo porównuje lepiej się uczących z gorzej się uczącymi, więc nie powinno mieć ich zdaniem miejsca; taką narrację publikuje np. „Gazeta Wyborcza”, gdzie aktywiści woke wystawianie ocen i średnich ocen nazywają „zbrodnią” i „przestępstwem”, żądają wystawiania świadectw z paskiem wszystkim uczniom lub promują i wychwalają taką narrację: „Czerwony pasek dostaną uczennice i uczniowie z najlepszymi ocenami, niebieski ci, którzy wierzą w swoją moc i ambicję, a różowy dobrzy przyjaciele” – przyp. red.]. Jakie będą konsekwencje tych zarządzeń? Sądzę, że będą dewastujące, może nawet na skalę łysenkizmu. Ten rodzaj inicjatyw pedagogicznych, napędzanych przez ideologię, nie ogranicza się do K-12 [od przedszkola do 12 klasy – przypis tłumaczki].

 

Te pedagogiczne innowacje celują w „dekolonizację programu nauczania” i uczynienie go „bardziej inkluzywnym”. Co to oznacza w praktyce? Nie wolno wspominać imion i wkładu białych biologicznych mężczyzn. W niektórych szkołach [22] i na uniwersytetach (np. University of Sheffield w Wielkiej Brytanii) nie uczą już prawa Newtona, ale „trzech fundamentalnych praw natury”. Dlaczego? Żeby „zdecentralizować białość” i „zdekolonizować program nauczania” [22],[23] [ideologię „antybiałości” najpierw na amerykańskich uniwersytetach, a potem w mainstreamie, rozpropagowała Robin DiAngelo w swojej pseudonaukowej i quasireligijnej książce pt. „Biała kruchość” – przyp. red.] Artykuł w prestiżowym periodyku „Nature” nawołuje do dekolonizacji farmakologii w Południowej Afryce [24]. Autor proponuje „zakotwiczenie programu nauczania w lokalnych doświadczeniu” poprzez edukowanie, jak leki były kiedyś wytwarzane z ludowych specyfików, i skupienie się na wkładzie nie-Europejczyków. O ile tego typu zagadnienia są odpowiednie na kursie historii farmakologii, przekształcanie programu nauczania z jedynym zamiarem decentralizacji zachodniej nauki jest szkodliwe dla szkolenia kompetentnych, współczesnych farmaceutów. Ponadto czasopismo „Journal of Chemical Education” opublikowało do tej pory dwa artykuły – jeden z USA [25] i jeden z Wielkiej Brytanii [26] – o dekolonizacji nauczania i demontażu systemowego rasizmu w chemii. Przykłady mogłabym dalej mnożyć. To wszystko nie jest niewinne. Zastąpienie edukacji naukowej ideologią, taką jak Krytyczna Sprawiedliwość Społeczna, dużo nas będzie kosztować.

 

Brak tolerancji wobec innych opinii, tłumienie idei i ludzi, cenzura, przepisywanie historii, nowomowa: cancel culture kiedyś i dziś

W Rosji  nie znaliśmy słowa „pluralizm”. Usłyszałam je po raz pierwszy w późnych latach 80-tych. Myśli i działania, które były nonkonformistyczne, karano więzieniem lub szpitalem psychiatrycznym [18]. Nie wystarczało samo nieodzywanie się: trzeba było entuzjastycznie się angażować. „Kto nie jest z nami, ten jest przeciwko nam” – pamiętam ten slogan z pierwszej klasy. I Bóg niech pomoże tym, którzy są przeciw nam. Społeczny przymus był wykorzystywany powszechnie. Nie mieliśmy wtedy mediów społecznościowych, ale były inne narzędzia ostracyzmu, takie jak publiczne potępienie na apelu, na zebraniu klasy lub w szkolnej gazetce. A dla wielkich nazwisk była wielka prasa.

 

propaganda Rosji
Lekcja chemii w szkole średniej [autorka siedzi w pierwszym rzędzie, po prawej], około 1982-1983 roku. Zdjęcie, które zostało upozowane, pokazuje szczęśliwych, uśmiechniętych uczniów; jakkolwiek podobne zdjęcie mogło być zrobione na sesji politinformacji, na której potępialiśmy Zachód i imperializm amerykański, lub na denuncjacjach, gdzie „politycznie krótkowzroczny” lub „filozoficznie odurzony” uczeń jest ostracyzmowany. Zdjęcie z archiwum autorki.

Teraz żyjemy w cieniu kultury unieważniania (kancelowania, anulowania, cancel culture). Odwołuje się zaproszenia dla ludzi i deplatformuje ich [deplatforming to bezpodstawne odbieranie ludziom prawa do wypowiedzi w jakimś medium lub na wydarzeniu, czyli „platformie”, nawet jeśli sprawa dotyczy ich bezpośrednio – przyp. red.]. Albo wlecze się ich poprzez administracyjne śledztwa i przeglądy, co jest formą kary [27]. Przypadek Doriana Abbota jest dobrym przykładem [7]. Artykuły naukowe są wycofywane lub autowycofywane. Nie dlatego, że mają jakieś problemy natury naukowej, ale dlatego, że ich wyniki są uznawane za obraźliwe dla kogoś lub dlatego, że zaprzeczają dominującej narracji. Jest wiele przykładów z biologii [15], lecz ta ideologiczna ingerencja nie jest ograniczona do nauk przyrodniczych [28],[29],[30],[31],[32].

 

Ten mechanizm cenzury i tłumienia jest inny od tego w sowieckiej Rosji. Nie jest administrowany przez rząd, lecz raczej przez strażników na Twitterze, przez oburzony tłum, który wykorzystuje media społecznościowe, by nawoływać do karania tych, których poglądy uznają za nie do przyjęcia [28]. Ale sam tłum nie jest w stanie narzucić cenzury. W zachodnich demokracjach oburzony tłum nie pali heretyków na stosie, przynajmniej jeszcze nie [28]. Nie wycofuje artykułów. Nie odwołuje seminariów. Robią to ludzie mający pozycje: rektorzy uniwersytetów, dziekani wydziałów, redaktorzy czasopism. Bret Stephens nazywa to „Kulturą Tchórzy” w swoim artykule w „New York Timesie”, odnośnie przypadku Doriana [32].

 

Niestety, niektóre organizacje cenzurują instytucjonalnie. Na ostatnim przykładzie [29],[30]: The Royal Society of Chemistry (RSC) wydało wytyczne dla redaktorów periodyków, żeby „brali pod uwagę, czy jakiś materiał (w przedłożonym do publikacji manuskrypcie) (…) ma potencjał kogoś obrazić”. Memoranda i opublikowane zasady podkreślają, że percepcja odbiorcy determinuje obrazę, niezależnie od zamiaru autora. RSC dał 15 „wskaźników” obraźliwej treści, która „może być przykra, obraźliwa lub budząca zastrzeżenia u niektórych lub większości ludzi”. Definicja ta dotyczy więc zapewne każdego zagadnienia, nieprawdaż? Jak to pokrywa się z misją wydawców, aby ułatwiać komunikację wysokiej jakości badań chemicznych? Jest to subwersja [podkopywanie etosu – przyp. red.] instytucji naukowej przez agendę SJW.

 

Niektórzy mogą uznawać takie niejasne wytyczne jako nieszkodliwe. Ludzie mówią: „Chodzi tylko o to, żeby komunikować odpowiednią wiadomość. Wprowadzają je w życie, ale nigdy by nie forsowali tego nonsensu” lub „To nie jest istotne w chemii; nie publikujemy żadnych kontrowersyjnych badań”. Tymczasem nie powinniśmy się oszukiwać. My już widzimy epidemię tego orwellowskiego patrolowania myśli i języka: na naszych kampusach, w wydawnictwach, nawet w kodach komputerowych. Nie ma granic tego, co wojownicy sprawiedliwości społecznej [działacze woke – przyp. red.] uznają za obraźliwe.

 

 

Niedawno, w mojej roli jako redaktorki recenzowanego chemicznego periodyka naukowego, otrzymałam raport dotyczący artykułu, w którym recenzent poradził autorom, żeby nie używali terminu „limit Shockleya-Queissera”, cytując argumenty z artykułu opublikowanego przez periodyk ACS [33]. Limit Shockleya-Queissera jest teoretycznym górnym limitem wydajności baterii słonecznej, który wyznacza krytycznie istotny punkt w technologii energii słonecznej. Nazywa się tak, ponieważ został ustanowiony i opublikowany przez fizyków Shockleya i Queissera. Tego typu konwencja nazewnicza jest powszechną praktyką w chemii i fizyce. Dlaczego ktoś by chciał wymazać nazwę Shockley-Queisser z druku? Ponieważ Shockley miał odrażające poglądy na rasę i iloraz inteligencji. Naprawdę rasistowskie, bez dyskusji. Ale pytanie brzmi, czy moralne niedociągnięcia Shockleya podważają jego naukowy dorobek w kwestii półprzewodników?

 

Lista naukowców, którzy „przekroczyli granicę” i w związku z tym powinni być poddani kancelowaniu/anulowaniu/unieważnianiu jest długa. Wspomniałam kilku z nich w moim artykule [1]: Stark, Haber, Debye, Schrödinger [warto zauważyć, że sam Karol Darwin, choćby za badania nad płcią i doborem płciowym, byłby dziś bez wątpienia nękany za „transfobię” – przyp. red.]. Czy powinniśmy wymazać ich nazwiska? Czy ulepszylibyśmy w ten sposób naukę? Czy może powinniśmy użyć historii tych naukowców jako, za Barackiem Obamą, „pouczających przykładów”?

 

Chciałabym zacytować profesora Roi Baera, który napisał do mnie:

 

Trudno jest mi myśleć o Johannesie Starku jako wielkim naukowcu ze względu na jego antysemityzm i słowne nawoływanie do prześladowania żydowskich naukowców i „żydowskiej fizyki”. Mimo to, uczę o efekcie Starka w mojej klasie. Mówię moim studentom również jakim okropnym człowiekiem był Stark. Zasługuje on na potępienie, ale nie na wymazanie [z historii nauki].

 

Jednym z problemów kancelowania tych, którzy „przekraczają granicę” jest, że ta granica jest ciągle przesuwana. Oto parę ostatnich przykładów manii zmiany nazw na kampusach i w profesjonalnych organizacjach [5], [34]:

– Robert Millikan, laureat Nagrody Nobla, najbardziej znany za jego genialny eksperyment kropli oleju, który mierzy ładunek elektronu. Millikan był również przewodniczącym rady wykonawczej Caltech (de facto jego prezesem), gdzie przyczynił się do jej transformacji z zaściankowej szkoły do miejsca doskonałego, jakim jest dziś. W 2021 roku, wskutek raportu komitetu [34], jego nazwisko zostało usunięte z budynków, programów i stypendiów;

– Ronald Fisher, ojciec współczesnej statystyki i biologii ewolucyjnej, został skancelowany przez Evolutionary Society (jego nazwisko zostało usunięte z nagrody) [35] i przez jego własny college w Cambridge (witraż upamiętniający jego dorobek został usunięty z kaplicy) [36].  Kiedy, w odpowiedzi, grupa zasłużonych biologów opublikowała artykuł naukowy omawiający dorobek Fishera [37], zostali zaatakowani w mediach społecznościowych i w prasie. Ton postów na Twitterze, szczególnie tych z Race Equality Network of Edinburgh University [38], przypomniał mi o retoryce Łysenki;

– Thomas Henry Huxley,  znany jako buldog Darwina, zdeklarowany przeciwnik niewolnictwa i rasizmu oraz adwokat praw kobiet, został skancelowany [w tym przypadku pośmiertnie upokorzony i zdegradowany, bez możliwości obrony – przyp. red.] przez West Washington University i Imperial College London [39], [40].

Dobrze uzasadnione i starannie udokumentowane obiekcje [37][39][40] do tych kanceli (anulowań, unieważnień) zostały albo zignorowane albo potępione.

 

Te kampanie przypominają mi o sowieckiej historii [1], która była ciągle pisana na nowo w celu wymazania skancelowanych z kart historii i dostosowania się do bieżącej linii Partii. Każdego dnia wcześniejsi bohaterowie stawali się wrogami ludu. Encyklopedie, podręczniki, gazety i archiwalne fotografie były zmieniane tak, by usunąć skancelowanych. Stałym kawałem było, że liczba głów na historycznych fotografiach często nie pasowała do liczby par nóg.

 

Lew Trocki
Lew Trocki czytający “Prawdę” w Wiedniu 1910 roku. Kiedy Trocki utracił władzę, jego imię zostało usunięte z książek i archiwów, a jego portrety zniszczone lub oszpecone by zmienić jego wygląd, tak jak w panelu po prawej. Za: Tate Images Collection, fotograf nieznany.

 

Dzisiejsze kancele, anulowania i unieważniania nie zatrzymują się na nazwiskach ludzi. Nowomowa atakuje język angielski w naprawdę orwellowski sposób. Oto kolejnych kilka przykładów [1]. Periodyk „Nature” opublikował list nawołujący do zamiany akceptowanego technicznego terminu „quantum supremacy” na „quantum advantage”. Autorzy uważają angielskie słowo „supremacja” za „przemocowe” i porównują jego używanie do promocji rasizmu i kolonializmu. Ostrzegają nas też przed „szkodą”, którą wyrządza słowo „konkurs”. Profesjonalne stowarzyszenia (na przykład Association for Computing Machinery) [41] i firmy technologiczne (Google, IBM) przyłączają się do tego. Ostatniej wiosny byłam na spotkaniu o informatyce kwantowej. Był to smutny spektakl dorosłych naukowców starających się uniknąć „obraźliwego” słowa, potykających się o nie. Około 90% zgodziło się na ten idiotyzm.

 

Wiele uniwersytetów i korporacji przeznacza znaczne środki w celu zidentyfikowania i wykorzenienia (podobno) opresyjnego języka. Te aktywności są zwykle prowadzone pod sztandarem Różnorodności, Sprawiedliwości i Inkluzywności [Diversity, Equity and Inclusion; DEI].

 

To, co jest opresyjne, ciągle się zmienia. Na przykład University of Michigan zaczął nawoływać [1] do eliminacji takich krzywdzących i rasistowskich terminów, jak „piknik”, „lunch w brązowej torebce”, „biało-czarne myślenie”, „hasło główne”, „zmienna fikcyjna”, „uszkodzony system”, „konto dziadka”, „argument chochoła” oraz „dawno się nie widzieliśmy”. Brandeis University ma stronę internetową dedykowaną do nowomowy. Rekomendują zastąpienie różnych frazeologizmów, np. „ostrzeżenie trigerujące”, „weź się w garść” [take a stab at it – przyp. red.], „dajesz sobie świetnie radę” [you’re killing it – przyp. red.], „spotkanie osobiste” [walk-in appointment – przyp. red.] i „związek przemocowy”. John McWhorter, prominentny lingwista, skomentował to w „The Atlantic” [42]. Zauważyłam, że niektóre z tych rekomendacji zostały już zaadoptowane na moim uniwersytecie, czyli Uniwersytecie Południowej Kalifornii. Raporty przestępstw wysyłane przez wydział publicznego bezpieczeństwa mówią o bezdomnych jako „osobnikach bez mieszkania”. Kiedy kończyłam ten esej, przed publikacją, dowiedziałam się, że Google, Apple i IBM cenzurują teraz nie tylko język mówiony i pisany – taki jak podręczniki i dokumenty – ale także kody komputerowe [43].

 

Nie powinniśmy lekceważyć tych przykładów jako niewinnych ekscesów. Tego typu wojna przeciw językowi jest podstawową częścią ideologii woke. Jest to studnia bez dna dla pieniędzy i zasobów. Proszę tylko pomyśleć, jakie koszta wygenerowało stworzenie funkcji w Microsoft Word, która identyfikuje obraźliwy język [44] lub pisze od nowa kod komputerowy, żeby wyeliminować jakiekolwiek wzmianki o „głównej bazie danych” [master database – przyp. red.]. Te performatywne działania tworzą również zasłonę dymną, odciągając uwagę od realnych problemów. Nasze współuczestnictwo w tych „inicjatywach” pozwala aparatowi DEI rozrastać się [liczba urzędników, marketingowców i analityków zajmujących się polityką tożsamości, inkluzywności i różnorodności i ideologią woke stale rośnie zarówno na uniwersytetach, jak i w firmach, np. medialnych – przyp. red.] i bardziej ingerować w nasze instytucje: od patrolowania języka, po patrolowanie tego, co jest w programie nauczania

 

 

Inżynieria społeczna wykorzystywana do rozwiązywania prawdziwych i wymyślonych problemów 

W ZSRR wszystko było zarządzane odgórnie. Inżynieria społeczna była głównym narzędziem do budowy podobno lepszego świata. Proszę mi pozwolić podzielić się tylko jednym przykładem. Nasze instytucje miały obsesję na punkcie struktury demograficznej, która była kontrolowana przez parytety. Na przykład dla żydowskich dzieciaków było prawie niemożliwym, by dostać się na najlepsze kursy fizyki lub matematyki. Dlaczego? Ponieważ Żydzi byli tam nadreprezentowani. A mając zbyt wiele żydowskich twarzy wśród matematyków nie reprezentowało to demografii naszego wspaniałego kraju [w znaczeniu ideologii woke powiedzielibyśmy o odzwierciedleniu różnorodności – przyp. red.].

 

Dowiedziałam się o żydowskich parytetach pierwszego dnia na uniwersytecie. Przedtem wierzyłam w oficjalną narrację: że każdy ma sprawiedliwy dostęp do edukacji i każdy może realizować swoje marzenia. Moim marzeniem było studiowanie chemii, tak więc złożyłam podanie na wydział chemiczny Państwowego Uniwersytetu Moskiewskiego. Zdałam egzamin wstępny i zostałam przyjęta. Lecz wtedy się dowiedziałam od koleżanki z liceum, że wydział chemiczny prowadzi specjalny profil dla studentów, których interesuje chemia teoretyczna, i że jest on bardzo ciężki i bardzo zaawansowany. Nie miałam pojęcia czym jest teoretycznie zorientowany program nauczania, ale zapisałam się na niego, głównie jako wyzwanie, bo mój znajomy powiedział, że dziewczyny się do tego nie nadają.

 

No, i jestem tam sobie, w pierwszym dniu zajęć, spotykając po raz pierwszy innych studentów. Około 30 dzieciaków się na nie zapisało. Pierwsze zaskoczenie: tylko 6 dziewczyn. Drugie zaskoczenie: większość dzieciaków była żydowskiego pochodzenia. I zapisali się na ten profil, bo był on najbliższy temu, co naprawdę chcieli studiować: matematyka bądź fizyka. Była to furtka, tylko przez mniej widoczny kierunek chemiczny. Pamiętam jak z podekscytowaniem mówiłam o chemii i jak nie mogłam się doczekać, żeby być w laboratorium. W odpowiedzi inna dziewczyna, która później została moją najlepszą przyjaciółką, wykrzyknęła: „Nie cierpię chemii! Chcę studiować matematykę! Ale popatrz na mnie” – powiedziała, i dodała – „Jestem oczywistą Żydówką. Moje nazwisko jest żydowskie. Mam zero szans dostania się na wydział fizyki czy matematyki”. Ciągle pamiętam mój szok, kiedy to usłyszałam.

 

Jak rzeczy mają się dzisiaj? Już opisałam propozycję Kalifornii, żeby zlikwidować zaawansowane programy matematyki w szkołach publicznych [16]. Przyjmowanie uczniów na podstawie ich rasy, po cichu, stało się powszechną praktyką. Skala tego procederu jest udokumentowana w książce „A Dubious Expediency” [45]. University of California zupełnie zlikwidował testy wstępne, w imię sprawiedliwości [21]. Rekrutacja na wydziałach stawia sprawiedliwość społeczną ponad faktyczne umiejętności.

 

Inżynieria społeczna naprawdę istnieje. Czy jest to najlepszy sposób w jaki możemy poradzić sobie z niesprawiedliwością przeszłości? Czy będziemy mieć lepszych pracowników dzięki opisanym praktykom? Nie sądzę.

 

emancypacja kobiet Rosja
Wyemancypowane kobiety w sowieckiej Rosji, mające pełną „swobodę”, aby wykonywać ciężką pracę fizyczną, za minimalne wynagrodzenie. Sowiecki reżim przyrzekał bogactwo i wolność, ale w rzeczywistości dawał jedynie biedę i opresję. Kobiety stały się równe mężczyznom tylko w biedzie i cierpieniu. Za: Svetlana Klyavlina, Emancipation.

 

Żydowski kolega opowiedział mi stary kawał: jaka jest różnica pomiędzy żydowskim pesymistą, a żydowskim optymistą? Żydowski pesymista patrzy dookoła i mówi: „Gorzej być już nie może”. Żydowski optymista odpowiada: „Jasne, że może!”.

 

Musimy silnie przeciwstawić się napierającemu choremu nieliberalizmowi, zanim będzie za późno. Sam z siebie nie odejdzie. Co możemy zrobić? Oto kilka pomysłów. Po pierwsze, zabieraj głos. Nie podkładaj się prześladowcom. Odmów używania nowomowy. Jeżeli widzisz, że król jest nagi – mów, że król jest nagi. Po drugie, organizuj się. W grupie siła. Organizacje takie jak Academic Freedom Alliance, Foundation for Individual Rights and Expression, Foundation Against Intolerance and Racism i Heterodox Academy mogą zapewnić platformę do działania i ochronę przed reperkusjami [46]. Weź udział w obronie humanizmu, demokracji i liberalnego Oświecenia. Dziękuję.

 

Blog „To Tylko Teoria” istnieje, może się rozwijać i jest wolny od reklam wyłącznie dzięki wsparciu Patronów i Patronek z serwisu Patronite.

 

 

Źródła

[1] Anna I. Krylov. „The Peril of Politicizing Science”. The Journal of Physical Chemistry Letters (2021).

[2] J. L. Gibson i J.L. Sutherland. „Americans Are Self-Censoring at Record Rates”. Persuasion (2020).

[3] L. Jussim. „Why Americans Don’t Feel Free to Speak Their Minds”. Psychology Today (2021).

[4] MIT Free Speech Alliance: http://freespeech.mit.edu; [dostęp 01/12/2021].

[5] A. I. Krylov i J. Tanzman. „Academic Ideologues Are Corrupting STEM. The Silent Liberal Majority Must Fight Back”. Quillette (2021).

[6] Y. Mounk. „Michael Powell on Race, Class, and Free Speech”. „Persuasion” (2021).

[7] D. Abbot. „MIT Abandons Its Mission. And Me”. Common Sense with Bari Weiss (2021).

[8] S. Kean. „The Soviet Era’s Deadliest Scientist Is Regaining Popularity in Russia”. The Atlantic (2017).

[9] S. A. Borinskaya i wsp. „Lysenkoism Against Genetics: The Meeting of the Lenin All-Union Academy of Agricultural Sciences of August 1948, Its Background, Causes, and Aftermath”. Genetics (2019).

[10] J. Coyne. „Unintentional Humor of the Day: Why French Food Is Racist and Expresses White Supremacy”. Why Evolution is True (2021).

[11] J. McWhorter. „And Then They Came for ON BEYOND ZEBRA!”. It Bears Mentioning (2021).

[12] J. McWhorter. „What I See in the Latest Blackface ‘Scandal”. New York Times (2021).

[13] E. Volokh. „USC Communications Professor “on a Short-Term Break” for Giving Chinese Word “Neige” as Example”. The Volokh Conspiracy, Reason (2020).

[14] J. McWhorter. „A Textbook Illustration of the Difference Between a Sincere Activism and Playacting”. New York Times (2021).

[15] L. Maroja. „Self-Censorship on Campus Is Bad for Science”. The Atlantic (2019).

[16] P. Deift, S. Jitomirskaya, and S. Klainerman. „As US Schools Prioritize Diversity Over Merit, China Is Becoming the World’s STEM Leader. Quillette (2021).  

[17] J. McWhorter. „Is it Racist to Expect Black Kids to Do Math for Real?”. It Bears Mentioning (2021).

[18] V. Bukovsky. „Judgment in Moscow”. Ninth of November Press (2021).

[19] 19. K. Vonnegut. „Harrison Bergeron”. (1961).

[20] P. Esquivel. „Faced with Soaring Ds and Fs, Schools Are Ditching the Old Way of Grading”. LA Times (2021).

[21] The Editorial Board. „College Testing Bait-and-Switch”. Wall Street Journal (2021).

[22] E. Somerville. „Isaac Newton Latest Historical Figure Swept up in ‘Decolonisation’ Drive”. The Telegraph (2021).

[23] B. Weiss. „The Miseducation of America’s Elites”. City Journal (2021).

[24] L. Nordling. „How Decolonization Could Reshape South African Science”. Nature (2018).

[25] L. Babb i R. N. Austin. „Chemistry and Racism: A Special Topics Course for Students Taking General Chemistry at Barnard College in Fall 2020. J. Chem. Ed. (2022).

[26] C. E. H. Dessent i wsp. „Decolonizing the Undergraduate Chemistry Curriculum: An Account of How to Start”. J. Chem. Ed. (2022).

[27]Scholarship Under Fire Database. The Fire [dostęp 01.15.2022].

[28] S. T. Stevens, L. Jussim, N. Honeycutt. „Scholarship Suppression: Theoretical Perspectives and Emerging Trends. Societies (2020).

[29] A. I. Krylov, G. Frenking i P. M. W. Gill. „Royal Society of Chemistry Provides Guidelines for Censorship to Its Editors. Chemistry International (2022).

[30] A.I. Krylov, J.S. Tanzman, G. Frenking i P.M.W. Gill. Scientists Must Resist Cancel Culture”. Nachrichten aus der Chemie (2022).

[31] L. Krauss. „An Astronomer Cancels His Own Research—Because the Results Weren’t Popular”. Qillleette (2021).

[32] B. Stephens. „What Does a University Owe Democracy?”. New York Times (2021).

[33] B. Ehrler, E. M. Hutter, J.J. Berry. „The Complicated Morality of Named Inventions”. ACS Energy Lett (2021).

[34]Caltech Approves New Names for Campus Assets and Honors. Caltech Newsletter (2021).

[35] J. Coyne. „Evolution Society Renames Fisher Prize; Some of Us Wrote a Letter in Response”. Why Evolution Is True (2021).

[36] A. W. F. Edwards. „Cancelled by His College”. The Critic (2021).

[37] W. Bodmer, R. A. Bailey, B. Charlesworth, A. Eyre-Walker, V. Farewell, A. Mead, S. Senn. „The Outstanding Scientist, R.A. Fisher: His Views on Eugenics and Race”. Heredity (2021).

[38] A. Meehan. „Edinburgh Uni Race Equality Network slams professor for ‘defending’ eugenics advocate”.  News Edinburgh (2021).

[39] J. Coyne. „Faculty Response to Western Washington University’s Proposal to Cancel the Name of T. H. Huxley”. Why Evolution Is True (2021).

[40] J. Coyne. „T. H. Huxley About to Be Cancelled at Imperial College London”. Why Evolution Is True (2021).

[41] Association for Computer Machinery website [dostęp 15.01.2022].

[42] J. McWhorter. „Even Trigger Warning Is Now Off-Limits”. The Atlantic (2021).

[43] Google policies for inclusive code and documentation; https://opensource.google/docs/respectfulcode; https://source.android.com/setup/contribute/respectful-code; https://developers.google.com/style/inclusive-documentation[dostęp: 24.11.2022].

[44] Microsoft Word tools for inclusive writing: https://www.howtogeek.com/677694/how-to-check-for-inclusive-language-in-microsoft-word; https://mol.im/a/10396809

[45] G. Heriot, M. Schwarzchild. „A Dubious Expediency: How Race Preferences Damage Higher Education”. Encounter Books (2021).

[46] Academic Freedom Alliance (AFA): https://academicfreedom.org; Foundation for Individual Rights and Expression (FIRE): https://www.thefire.org; Foundation Against Intolerance and Racism (FAIR): https://www.fairforall.org; Heterodox Academy: https://heterodoxacademy.org.

 

Najnowsze wpisy

`

7 komentarzy do “Nauka i ideologia kiedyś i dziś. Od ZSRR do Zachodu

  1. Ten tekst przypomina mi (nie dosłownie, bo aż tak stary nie jestem) polską odwilż z 1956 r. „Socjalizm tak, wypaczenia nie”. Kiedy rewolucja kulturowa, za której początek na tzw. Zachodzie przyjmuje się rok 1968, tak jak większość innych, zaczęła zjadać własne dzieci (to właśnie zostało opisane przez Annę Kryłow powyżej), ci nagle obudzili się z ręką w nocniku. Ale jak to, przecież my też zwalczamy rasizm, homofobię i dwutlenek węgla! Tak, ale za mało, skrupuły was gubią. A wystarczy trochę znać historię, żeby wiedzieć, że największymi wrogami komunizmu nie byli burżuje tylko socjaldemokraci („od was, towarzyszu, możemy wymagać więcej”). Ewentualnie można w zastępstwie posłuchać „Ballady o dwóch koniach” Wojciecha Młynarskiego. Zdziwienie czy oburzenie tym, że „sytuacja w STEM jest bezsprzecznie orwellowska” przypomina mi analogiczną reakcję pewnego policjanta, który kontrolując agencję towarzyską, stwierdził, że uprawia się tam nierząd za pieniądze. A czego można się spodziewać? Zaczęło się niewinnie od upolitycznienia tzw. nauk społecznych (i powstania nowych w rodzaju „gender studies”) ale nie mogło się na tym zakończyć – vide koncepcja permanentnej rewolucji jednego z największych zbrodniarzy czasów nowożytnych Lwa Trockiego. A przy okazji wyżywią się (niektórzy bardzo suto) zwolennicy klimatyzmu, pseudoszczepionek i nowego porządku światowego. Ale muszą być czujni i trzymać rękę na pulsie.

  2. „porównuje lepiej się uczących z gorzej się uczącymi, więc nie powinno mieć ich zdaniem miejsca; taką narrację publikuje np. „Gazeta Wyborcza”, gdzie aktywiści woke wystawianie ocen i średnich ocen nazywają „zbrodnią” i „przestępstwem”
    .
    Przeczytałem artykuł z GW. Pan go czytał? Tam piszą o tym, że bieżąco powinna być informacja zwrotna (czyli, „to opanowane w stopniu dobrym”, „to w niewielkim” albo „temat opanowany, ale błędy rachunkowe”), a ocena liczbowa na koniec. I że tak jest zapisane w prawie oświatowym. Nie chodzi o to, że gorszych nie wolno porównywać z dobrymi, ale żeby to inaczej wyglądało.

    1. Na początek może tak, żeby tylko” inaczej wyglądało” finalnie jednak chodzi dokładnie o to: nie oceniać.

  3. „W ZSRR wszystko było zarządzane odgórnie. Inżynieria społeczna była głównym narzędziem do budowy podobno lepszego świata.”

    W ZSRR ludzie przynajmniej mieli świadomość, że są oszukiwani. W USA inżynieria społeczna działała na innym poziomie:

    „Dziecko na ulicach Nowego Jorku nie dotyka niczego, co nie zostało naukowo opracowane, skonstruowane, zaplanowane i sprzedane. Nawet drzewa znajdują się tam na mocy decyzji Wydziału Zieleni Miejskiej. Żarty, które dziecko słyszy w telewizji zostały wymyślone wysokim kosztem. Śmieci, którymi bawi się na ulicach Harlemu, to zniszczone opakowania po produktach przeznaczonych dla kogoś innego. Nawet pragnienia i nadzieje kształtowane są instytucjonalnie.” – Ivan Illich. „Odszkolnić społeczeństwo”.

    I w kontekście szkolnego oceniania:

    ”Mit mierzenia wartości

    Wprowadzenie tego mitu daje uczniom wrażenie, że wszystko można poddać odpowiedniej ocenie. “Ludzie, którzy przywykli do tego, że ocenia się ich własny wzrost osobowy według jednostek miary określonych przez innych, niebawem sami do siebie przykładają tę samą miarę. Nie trzeba już ich pod przyrządem pomiarowym specjalnie ustawiać, sami znajdują wyznaczone im otwory, wciskają się we wnękę, której nauczono ich szukać, i lokują również swych kolegów na ich miejscach, dopóki wszyscy i wszystko nie zacznie pasować”. Konsekwencją jest marginalizowanie wszystkiego co niewymierne – wyobraźni, miłości czy też przyjaźni – przy jednoczesnym tworzeniu różnego rodzaju skal, posuwając się przy tym do granic absurdu”. “Jest skala rozwoju narodów, inna skala oceny inteligencji niemowląt, a nawet wedle wskaźnika liczby poległych mierzy się zbliżanie pokoju. Wskaźnikami jest wybrukowana droga do szczęścia w “uszkolnionym” świecie (…)”.
    http://www.austriart.pl/2017/12/ivana-illicha-spoleczenstwo-bez-szkoly/

  4. Teza, że cenzury i prześladowania przez kulturę cancel i woke nie inicjują rządy tylko „tłum” i jacyś ludzie decyzyjni na uczelniach nie znajduje już pokrycia w rzeczywistości. Obecnie to administracja USA narzuca już nie tylko swoim obywatelom, ale i światu swoją narrację np. w kwestii woke / lgbtqam+ Prrześladuje się już nie pojedyncze osoby, czy grupy zawodowe, religijne, ale całe państwa….

  5. straszne to jest jak pod płaszczykiem bloga popularnonaukowego przemycasz prawacką ideologię w każdym możliwym światopoglądowym temacie. Też jesteś opłacany przez rosjan jak kaja godek i ordo iuris?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *