Źródło kryzysu demograficznego zasila zbyt późne zakładanie rodziny. Wzmacniać je może niezgodność między partnerami. Wynikająca znowu z wcześniejszych trudności (mieszkanie, praca) i nieproporcjonalnego obciążenia związanymi z nimi zmaganiami. Wymarzona dwójka bądź trójka dzieci, które w sytuacji idealnej chciałaby urodzić większość Europejek, ogranicza się często do jednego. Czasem do bezdzietności, ponieważ panujący system znacznie utrudnia dostęp do stabilnego miejsca zamieszkania oraz wieloletniego, pewnego zatrudnienia. Istnieje również koncepcja, według której przyczynkiem do rezygnowania z kolejnych dzieci – kiedy już dwie osoby założyły rodzinę i mają pieniądze na życie oraz zapewniony dach nad głową – jest wypalenie rodzicielskie.
Jest to tekst, który rozwinąłem do książki pt. „Jałowe łono Europy”. Książka ma formę popularnonaukowego reportażu demograficznego, w którym opisuję sytuację, przytaczam różne dane i badania naukowe oraz przeprowadzam wywiady z naukowcami od demografii, socjologii czy psychologii społecznej. Poruszone są w niej tematy dzietności, starzenia społeczeństwa, migracji i liczby ludności w kontekście społecznym, gospodarczym, geopolitycznym, międzynarodowym, strukturalnym czy zdrowotnym. Książkę można kupić pod tym linkiem: klik.
Czym jest wypalenie rodzicielskie?
Nie da się nie zauważyć, że znaczna część przeszkód na drodze do stabilizacji i założenia rodziny może mieć związek ze skrajnie indywidualistycznym podejściem do życia na różnych jego płaszczyznach. W pracy, życiu rodzinnym oraz społecznym, w stawianiu coraz to wyższych wymagań. Bez równoczesnego wydłużenia doby, tygodnia, zwiększenia wytrwałości mięśni i ludzkiej psychiki. A, jak się okazuje, badania naukowe prowadzone wśród rodziców z różnych państw i kultur na całym świecie pokazują, że im bardziej indywidualistyczne społeczeństwo, tym silniej jest ono podatne na wypalenie rodzicielskie.
W duży, międzynarodowy projekt – The International Investigation of Parental Burnout Consortium (Międzynarodowe Konsorcjum Dochodzenia nad Wypaleniem Rodzicielskim) – badający to zjawisko zaangażowana jest także Dorota Szczygieł, naukowczyni z Uniwersytetu SWPS.
Od wypalenia zawodowego do rodzicielskiego
– Na czym polega wypalenie rodzicielskie? – pytam badaczkę. „Nie jest to pojęcie zupełnie nowe w psychologii. Ale może zacznę tak z dwa piętra wyżej” – odpowiada. I zaraz dodaje, że „żeby się wypalić to trzeba się zapalić najpierw. Dotyczy to więc spraw nadających życiu sens i bardzo często łączone jest z pracą zawodową. Wszyscy słyszeli o czymś takim jak wypalenie zawodowe. To jest stan pojawiający się u ludzi, którzy przeinwestowali i dotyczy aktywności, które są dla człowieka bardzo ważne. Początkowo odnosiło się to do pielęgniarek i innych zawodów pomocowych, w których ludzie angażują się na rzecz innych i ta praca jest ich misją”.
– Autorka koncepcji wypalenia zawodowego – Christina Maslach – wyróżniła trzy aspekty wypalenia. Pierwszy to wyczerpanie emocjonalne, polegające na tym, że ma się dosyć, nie chce się iść do pracy, nic nie cieszy. Osoby wyczerpane podejmują działania, które pomogą się odkleić od tego, co wyczerpuje – od pacjentów, klientów – i prowadzi to do drugiego aspektu, czyli depersonalizacji. Osoba wypalona zaczyna traktować osoby, z którymi pracuje, trochę przedmiotowo. Bo to dystansuje, zmniejsza wyczerpanie. Ale prowadzi także do trzeciego symptomu, którym jest obniżona skuteczność i rozczarowanie sytuacją, poczucie, że nie tak miało być – wyjaśnia Dorota Szczygieł.
Następnie ekspertka przechodzi do wypalenia rodzicielskiego: „Pojęcie to pojawiło się w 1983 roku w książce pt. „Parent burnout”. Autorzy pracowali z ludźmi wypalonymi zawodowo i zauważyli, że jest z nimi słabo, ale że powodem ich wymęczenia niekoniecznie jest jedynie praca, bo są też obciążeni tematami rodzinnymi, dziećmi. Nie było to tak ciężkie jak depresja, ale podobne. Objawiało się wyczerpaniem rolą rodzica, lecz bez depersonalizacji, bo nie da się zdepersonalizować dziecka, ale można się emocjonalnie oddalić od jego problemów i zdystansować się do niego”.
Inflacja wychowawcza i wypalenie rodzicielskie
„Ważny symptom to także przesyt rolą rodzica, utrata szczęścia z bycia nim. U niektórych osób przychodzi taki moment, że po prostu tego wszystkiego jest za dużo. I prowadzi to do odczucia, że nie tak miało być, że nie takim chciałam być rodzicem. Często to dotyczy tych którzy za bardzo się starają i wkładają w rodzicielstwo zbyt duże zasoby i energię, co potem nakręca jeszcze poczucie winy”.
Brzmi znajomo. Przypomina obawy o poświęcanie zbyt wiele energii i uwagi oraz pieniędzy na jedno dziecko. O swego rodzaju inflacji wychowawczej. Kiedy zasoby, które w przeszłości wystarczyły na kilka dzieci, dziś zapewniają byt jednemu.
Indywidualizm i kolektywizm według nauki
Psycholożkę z SWPS pytam następnie o indywidualizm. O to, czy istnieją różnice w potocznym, psychologicznym i socjologicznym jego rozumieniu. „W socjologii indywidualizm polega na tym, że interes jednostki jest ważniejszy od interesu grupy, że ludzie organizują się głównie wokół swojej najbliższej rodziny i już nie dalej” – odpowiada specjalistka. I poleca mi zajrzeć do pracy, w której pada definicja. „Indywidualizm jest właściwy społeczeństwom, w których więzy między jednostkami są luźne i każdy ma na uwadze głównie siebie i swoją rodzinę. Przeciwieństwem jest kolektywizm, który charakteryzuje społeczności, gdzie ludzie należą do silnych, spójnych grup” [1]. Pokazując mi ją, w międzyczasie dodaje też, że „kolektywistyczne jest natomiast uczenie dziecka myślenia w kategorii „my”. I koncentracja na rodzinie wielopokoleniowej, bo zapewnia bezpieczeństwo i oparcie”.
Czyli indywidualizm rozpatrywany w tym kontekście to nie oryginalność, egoizm, narcystyczność i zwracanie na siebie uwagi, jak się powszechnie przyjmuje w odniesieniu do cech charakteru, lecz skupianie się na sobie i najbliższej rodzinie, z pominięciem dalszych krewnych czy sąsiadów. Polska od czasów transformacji mocno przesunęła się na spektrum kolektywizm – indywidualizm w kierunku tego drugiego. W pracy, której Dorota Szczygieł jest współautorką, cytowane są wyniki pokazujące, że Polacy zyskują 60 punktów w 100-punktowej skali, gdzie 0 to skrajny kolektywizm, a 100 – radykalny indywidualizm. Bardziej indywidualistyczni są Finowie, Niemcy, Francuzi, Holendrzy, Włosi czy Belgowie, ale także Szwedzi [2].
Indywidualizm a zmęczenie rolą rodzica
– Z Waszych badań wynika, że w krajach bardziej indywidualistycznych wypalenie rodzicielskie jest skorelowane dodatnio. Dlaczego? – pytam dalej. „Jest wiele czynników. Ja mam swoją koncepcję, dlaczego tak jest” – słyszę i zaraz dopytuję o szczegóły. „Moim zdaniem wynika to z braku wsparcia instytucjonalnego. Jest taki program Unii Europejskiej, „Eurydice”. Jego celem było, by w 2017 roku ponad 30% dzieci miało zapewnioną opiekę. Chodziło o przedszkola, żłobki, żeby to było dostępne”.
„W 2018 roku była radość, bo to się udało. Ale wie Pan jak to jest ze statystyką. I na przykład jeśli chodzi o te żłobki i przedszkola, to w Holandii dostępność dotyczyła ponad 60% dzieci. A w Polsce 11%. W Holandii jest niskie wypalenie rodzicielskie, w Polsce wysokie. Przypadek?” – badaczka charakterystycznie zawiesza na sekundę głos i kontynuuje. „Nie sądzę. Jak pisałam artykuł naukowy na ten temat, nie wiedziałam jak wybrnąć z przyczyn, myślałam o symbolu Matki Polki, ale to jest passe. Identyfikacja młodych Polek z matką męczennicą? Nie sądzę”.
Opieka nad dziećmi, indywidualizm i wypalenie rodzicielskie
– Czyli wypalenie rodzicielskie związane z indywidualizmem społecznym może być po części niwelowane przez instytucjonalną pomoc państwa w opiece? – dopytuję. Jednocześnie zastanawiam się, czy podobnej roli w mniej indywidualistycznych społeczeństwach nie spełniają sąsiedzi oraz dalsza rodzina.
Zerkając na cytowaną wcześniej skalę indywidualizmu w krajach Europejskich (i mając na uwadze przesuwanie się ich na niej w kierunku bardziej indywidualistycznym) od razu przypomina mi się wczesne dzieciństwo z lat 90. na wielkomiejskim blokowisku. Grupa bliższych sąsiadów, którzy byli dla mnie trochę jak ciocie i wujkowie. Regularne spotkania, dawanie sobie drobnych prezentów na święta, składanie życzeń na Nowy Rok. Dzielenie się ciastem itp. Dziś takie stosunki sąsiedzkie są coraz rzadsze.
Ich poluzowanie, czasem nawet całkowity zanik, dotyczą nie tylko utrzymywania relacji między dorosłymi. Odnoszą się także do dzieci. Wspólnej zabawy, odciążania raz jednych rodziców, raz drugich. Zależnie od tego, u których sąsiadów (lub pod okiem których) akurat się bawią. Jeśli dobre relacje po sąsiedzku wygasają, zamiast wymieniania się drobnymi przysługami pozostaje częstsze wynajmowanie nianiek, opiekunek, zostawianie dzieci w przedszkolu. Odpowiedzialność spada więc na instytucje i finanse publiczne, a jeśli te nie dają rady zapewnić wsparcia, rodzice są przeciążeni.
Nadopiekuńczość a psychika rodzica i dziecka
– Tak, ale to spekulacja. Poza tym, wie Pan, cała koncentracja idzie na to by dziecku było najlepiej, ale nikt nie myśli o matkach. A one też pracują, studiują, nie czekają na oklaski, tylko się starają – odpowiada Dorota Szczygieł. Faktycznie, zaobserwowano „kilka poważnych zmian socjologicznych w ciągu ostatnich kilku dekad (…), które głęboko zmieniły rodzicielstwo, prowadząc do większego zaangażowania rodziców, bardziej intensywnego rodzicielstwa, nadopiekuńczości i optymalizacji pod dzieci” – zauważają autorzy badania nad indywidualizmem i wypaleniem rodzicielskim.
Tymczasem zdaniem psychologa Petera Gray’a nadopiekuńczość wobec dzieci, ograniczanie rozwijania samodzielności, ukracanie zabawy bez kontroli dorosłych, może stanowić jedną z przyczyn epidemii narcyzmu, depresji, lęków oraz obniżonej kreatywności wśród młodego pokolenia Amerykanów [3].
Wypalenie rodzicielskie w kulturze indywidualistycznej
Postanawiam zapytać naukowczynię o potencjalny mechanizm napędzania wypalenia rodzicielskiego przez indywidualistyczne postawy. „W kulturach indywidualistycznych jest nastawienie na to, i takie jest też złudzenie, że każdy ma sukces na wyciągnięcie ręki, tylko musi się postarać: wstawać o 6 rano, działać i wtedy może coś osiągnąć, a nawet musi coś osiągnąć” – mówi moja rozmówczyni, nawiązując wyraźnie do mitu królowych osobistego sukcesu i kowali własnego losu. „Indywidualizm promuje koncentrację na własnych osiągnięciach i liczy się w nim to, by być lepszym od innych i rywalizować” – również brzmi znajomo.
„To jest znak naszych czasów i narasta. Efektem takiego indywidualizmu jest to, że ludzie jako rodzice starają się coraz bardziej, kosztem snu i innych potrzeb. Indywidualizm spowodował jedną wielką korporację na świecie, w której wszyscy muszą wyciskać siódme poty by nie wypaść z systemu. By więcej konsumować, więcej mieć. I co teraz, kiedy ludzie mają dziecko? Nie pasuje ono do indywidualizmu. Konsumuje czas, trzeba zrezygnować z pracy, osiągnięć. A poza tym rodzice wiedzą do jakiego systemu wychowują. To nie przypadek, że wysyłają na dodatkowe zajęcia, języki, bo wiedzą, że dziecko ma też iść i walczyć w tym świecie” – kontynuuje Dorota Szczygieł.
I dodaje: „Mało się robi z myślą o osobach, które się nie załapują na ten system. Każdy ma się na siłę starać, a jak z niego wypada, to jest to czymś wstydliwym i ten wstyd dotyka ludzi za ich rodzicielstwo. Wie Pan, dziś bycie rodzicem to nie jest powód do chwały. W przeciwieństwie do bycia menedżerem”.
Czy wypalenie rodzicielskie zniechęca do decyzji o kolejnych dzieciach?
Na koniec pytam o coś intuicyjnie oczywistego – w końcu „normy rodzicielskie w krajach najbardziej indywidualistycznych stają się coraz bardziej wymagające w ciągu ostatnich 50 lat, co skutkuje intensyfikacją inwestycji rodziców w rodzicielstwo i rosnącą presją psychologiczną na rodziców” [2] – ale wartego empirycznego potwierdzenia. Mianowicie, czy wypalenie rodzicielskie może przekładać się na niechęć do posiadania kolejnych dzieci, kiedy jedno się już ma. „Ja nie robiłam takich badań w Polsce. Ale są one prowadzone w Finlandii, gdzie jest bardzo niski wskaźnik urodzeń” – kończy specjalistka. Polecając mi kontakt z fińską badaczką zajmującą się tym zagadnieniem.
„Tak, w naszych fińskich danych, na próbce 1725 osób, ponad połowa rodziców odpowiedziała, że ich wyczerpanie jako rodzica miało wpływ na decyzję o posiadaniu kolejnych dzieci. W konsekwencji wypalenie rodzicielskie może być jednym z powodów stojących za spadkiem wskaźnika urodzeń w Finlandii. I prawdopodobnie także w innych krajach zachodnich. Obecnie dalej to badamy, przeprowadzając bardziej szczegółowe porównania między trendami dzietności a wypaleniem rodzicielskim w różnych krajach” – odpowiada mi sprawnie pocztą elektroniczną Matilda Sorkkila z University of Jyväskylä.
„Ciesz się, ciesz się z osobistych sukcesów, zanim zapłaczesz nasz naszą zbiorową porażką” – wieszczy francuskie graffiti widziane i fotografowane przez internautów w Pau i Marsylii [4]. Indywidualistyczne podejście do życia w młodym wieku, w warunkach dobrobytu, wypracowanego przed nastaniem czasów powszechnego, silnego indywidualizmu, przy wsparciu modnych wizji o wielkim sukcesie osobistym, może wydawać się kuszące i wygodne. Wiąże się jednak z szeregiem zagrożeń. Wśród nich wymieniać należy nie tylko niszczycielski dla środowiska systemowy konsumpcjonizm czy rozrywający tkankę społeczną narcyzm. Jest tam również zapaść demograficzna niszcząca międzypokoleniową solidarność.
Artykuł jest częścią serii demograficznej. Napisałem go przy wsparciu Patronów z Patronite, gdzie w prosty sposób można ustawić comiesięczne wpłaty dla „To tylko teorii”. Pięć lub dziesięć złotych miesięcznie nie jest dla jednej osoby dużą kwotą, ale przy wsparciu wielu staje się realnym patronatem.
Źródła
[1] Monika Czerwonka. „Charakterystyka wskaźników modelu kulturowego Hofstede”. SGGW.
[2] Isabelle Roskam et al. „Parental Burnout Around the Globe: a 42-Country Study”. Affective Science (2021).
[3] Peter Grey. „Why Is Narcissism Increasing Among Young Americans?”. Psychology Today (2014).
[4] Po raz pierwszy o graffiti tym usłyszałem w radiu Tok FM w audycji „Świat się chwieje. Antyszczepionkowcy i foliarstwo – dlaczego łączymy te zjawiska z poparciem dla PiS a nie z dostępem do służby zdrowia?”; mówiła o nim prof. Małgorzata Jacyno.
Po „naukowczyni” przestałem traktować artykuł powaznie
Naukowczyni? Psycholożka? Oczy bolą od takich słówek. Piszę słówek, bo tak one brzmią, jak zdrobnienia.
A co do tematu – pracuję w korporacji, nie wiem skąd ludzie mają siły i czas na dzieci, więc nic dziwnego że mają dosyć.
Bardzo ciekawy artykuł, a jedyne komentarze do tej pory dotyczą feminiwatywu…
Wracając do tekstu – jest niestety ogromnie przytłaczający. Nasuwa się pytanie czy jest coś, co sami możemy zrobić żeby zapobiec dalszemu wypalaniu się rodziców. Na ilość dostępnych płacowek opiekuńczych nie mamy zbytnio wpływu, bo to zależy od władz. Co robić? Czy jest jakaś szansa na szczęśliwe rodzicielstwo bez wypalenia i jak połączyć je z pracą?
Dziękuję.
W kolejnych częściach będzie o sposobach na poradzenie sobie z kryzysem demograficznym, w tym na problem opieki nad dziećmi czy jakości prawa pracy.
Dobry tekst i plus za używanie feminatywów.
Widać, że autor nie jest psychologiem. Na ślepo łączy koncepcje i wybiera argumenty tylko potwierdzające jego tezę.